Audi e-tron GT RS: Batman ma nowe auto. Przetestowałem je i ja!
REKLAMA
REKLAMA
Audi e-tron GT RS is out of this planet!
REKLAMA
Pamiętam dzień, w którym Audi po raz pierwszy zaprezentowało e-trona GT. Pomyślałem wtedy, że świetnie wygląda ten koncept. Szkoda tylko, że w takiej formie nie wejdzie do sprzedaży. Teraz już wiem, że byłem w błędzie i to dużym. Bo przed moim domem pojawił się dokładnie taki e-tron, którego wcześniej mogłem podziwiać na fotkach. Z pakietem wykończenia w czerni wygląda jak najnowszy samochód Batmana. Prezentuje się zupełnie tak, jakby nie powstał na ziemi, a został przysłany nam w prezencie przez obcą cywilizację.
REKLAMA
Oczywiście już po pierwszym spojrzeniu wprawne oko Ericha von Danikena – czyli specjalisty od kontroli biletów w czasie międzygalaktycznych podróży – odkryłoby, że moje stwierdzenie mówiące o prezencie z obcej planety jest po prostu... bzdurą i dziennikarskim nadużyciem. To smukłe coupe o wściekłym spojrzeniu, futurystycznych kształtach, niezwykle niskiej linii dachu, z nad wyraz kształtnymi biodrami i tylnymi światłami przypominającymi długą brew neandertalczyka powstało bowiem na ziemi – konkretnie pod czujnym okiem Marca Lichte.
Audi e-tron GT RS, czyli motoryzacyjny Brad Pitt
O akcentach stylistycznych spokojnie można byłoby opowiadać godzinami. Ja nie mam zamiaru tego robić. Wspomnę jednak jeszcze o dwóch rzeczach. Po pierwsze 21-calowe felgi prezentują się cudownie. Musicie to przyznać! Po drugie na ten samochód to taki motoryzacyjny odpowiednik Brada Pitta robiącego zakupy w... Biedronce. Wszyscy się patrzą na to Audi. Z czasem te spojrzenia stają się nawet trochę krępujące, a to jeszcze nie koniec. W czasie testu podjechałem na stację benzynową po kawę. Gdy wyszedłem, zobaczyłem czterech facetów fotografujących się przy e-tronie... Zdjęcia autu robili też np. na autostradzie.
Wnętrze Audi e-tron GT RS: ziemia, słyszysz mnie?
Daniken dość szybko mógłby rozszyfrować prawdę dotyczącą ziemskiego pochodzenia e-trona GT i nie musiałby w tym celu penetrować żadnych piramidoidalnych budowli. Powód? Poznałby ją dlatego, że rzuciłby okiem do kabiny pasażerskiej i zauważył, że za drzwiami z podwójnymi, klejonymi szybami bez ramek kryje się stylizacja świetnie znana ze wszystkich innych Audi. Ot taki dysonans – kosmiczny futuryzm na zewnątrz i sprawdzona, dobra technologia w środku. To jednak sprawia, że choć e-tron jest na wskroś nowoczesny, w tym samym czasie okazuje się intuicyjny w obsłudze.
REKLAMA
W Audi e-tronie GT siedzi się niezwykle nisko – kierowca i pasażerowie mają wrażenie, że zaraz pod tapicerką fotela znajduje się... asfalt. Poza tym w wersji RS miałem do dyspozycji siedziska ze sterowanymi wzmocnieniami bocznymi, kierownicę pokrytą alkantarą, czerwone pasy czy czerwony przycisk start. Przestrzeń? Tej jest pod dostatkiem. I z przodu, i z tyłu usiądą osoby mierzące blisko 1,9 metra. Bagażnik ma z kolei 366 litrów, gdy myślimy o przestrzeni za tylną klapą i 85 litrów, gdy myślimy o przestrzeni pod przednią klapą.
Audi e-tron GT RS to niemiecki falgowiec. Mimo wszystko producent nie wystrzegł się błędów. Wsiadając do auta unikajcie kontaktu z daszkiem, pod którym ukrywają się zegary. Tak, jest pokryty alkantarą. Z drugiej strony został wykonany z naprawdę słabej jakości plastiku.
Cztery koła napędzane, cztery koła skrętne i dwa biegi
Całe szczęście polega na tym, że kierowca Audi e-trona GT RS nie będzie miał czasu na dotykanie żadnych daszków. Skupi się na czymś dużo ciekawszym – skupi się na napędzie. I nie mam w tym momencie na myśli aspektu zeroemisyjnego. Bardziej chodzi mi o możliwości. Do napędu gran tourismo służą dwa silniki elektryczne – jeden przy przedniej i drugi przy tylnej osi. Co więcej, Audi posiada dwustopniową przekładnię i akumulator litowo-jonowy o pojemności na poziomie 86 kWh netto (brutto 93 kWh).
3,3 sekundy do setki? Audi po prostu kłamie!
I choć powyższe informacje stanowią przyczynek do długiej rozmowy dla grupy inżynierów, elektro-headzi docenią inne wartości. Wartość mocy. Normalnie napęd Audi e-trona GT RSa generuje 598 koni mechanicznych. W czasie startu w trybie boost, sprawność e-agregatów rośnie jednak do 646 koni – i utrzymuje się przez 2,5 sekundy. Skutek? Najszybszy elektryk z Ingolstadt przyspiesza do pierwszej setki w 3,3 sekundy, a do tego jest w stanie osiągnąć prędkość maksymalną na poziomie 250 km/h.
3,3 sekundy oraz 250 km/h to piękne wartości. Szkoda jednak, że są... fałszywe. Audi e-tron GT RS jest w stanie rozpędzić się do setki w 3,0 - 3,1 sekundy. Udowodnił to podczas polskiej prezentacji. A z ogranicznikiem ustawionym na 250 km/h też bym był w stanie dyskutować. Słyszałem od ludzi z Audi, że auto jest w stanie pojechać o jakieś 15 do 20 km/h szybciej.
Audi e-tron GT RS: da się go wkurzyć, ale łatwo nie jest
Elektryk Audi kłamie, ale robi to... niezwykle inteligentnie. I czuć to po napędzie. Bez względu na fakt czy bierzecie zakręt w mieście, czy na autostradzie, odnosicie wrażenie że obliczenia dotyczące fizycznych aspektów utrzymywania trakcji na bieżąco wykonuje sam Einstein – są tak precyzyjne! E-tron GT RS jedzie jak po sznurku – co w pewnym stopniu też jest zasługą czterech skrętnych kół. Żeby auto stało się dzikie i nieprzewidywalne, musicie albo wejść w łuk z gazem wciśniętym do oporu, albo gazem wciśniętym do oporu i wyłączoną trakcją.
Ile "pali" Audi e-tron GT RS?
Inteligencja Audi objawia się jednak w jeszcze jeden sposób. Ja zabrałem e-trona GT RSa w przeszło 300-kilometrową przejażdżkę. Gdy startowałem spod domu, auto pokazywało na pełnej baterii zasięg przekraczający 400 km. Po tym jak wbiłem cel do nawigacji, spadł on do nieco ponad 330 km. I co ciekawsze, samochód miał rację. Idealnie przewidział zasięg! Ile "paliło" elektryczne Audi. Na autostradzie średnie zapotrzebowanie na energię to 23,6 kWh. W mieście wynik może być dużo niższy. Spokojnie można zejść w okolicę 21 kWh – deklarowanych w oficjalnej specyfikacji marki.
Tylko 10 tys. elektryków w kraju, ale dwa w tym samym miejscu
W Polsce jest nieco ponad 10 tys. aut elektrycznych – co stanowi niespełna 0,05 proc. całego parku pojazdów szacowanego na 22 miliony. Ja miałem mimo wszystko takie szczęście, że w tym samym czasie i w tym samym punkcie chciałem ładować swoje Audi, co kierowca Tesli Model X. Całe szczęście byłem pierwszy. Bo choć ja zająłem wtyczkę CCS, a on mógł mieć przejściówkę na CHAdeMO, i tak nie mogliśmy podłączyć w tym samym czasie dwóch aut. Powód? Gdy ja uruchomiłem ładowanie CCS, CHAdeMO zostało automatycznie wyłączone. Im więcej będzie elektryków, tym częstszy będzie to scenariusz.
Problem ze spotkaniem dwóch elektryków przy jednej ładowarce np. przy autostradzie jest o tyle duży, że gdy obydwa auta będą się musiały ładować np. 40 min. (do 80 proc. pojemności baterii), kierowca drugiego z nich automatycznie będzie musiał czekać godzinę i 20 min. – bo pierwsze 40 minut będzie się ładować pierwszy pojazd. A to już poważny problem w sytuacji, w której to elektryfikacja ma się stać dominującym trendem przyszłości motoryzacji...
Czy ładowanie w ładowarce jest drogie?
Czy korzystanie z punktów ładowania jest tak drogie? Baterię e-trona GT RS przy obecnych stawkach można "napełnić" za jakieś 200 zł (dla porównania ładowanie w domu to wydatek nieco ponad 50 zł). I za tą kwotę kierowca pokona 330 km w trasie. 100 km w cenie 60 zł oznacza, że auto spalinowe musiałoby zużyć na tym dystansie jakieś 11 litrów paliwa. Nie byłby to zatem hatchback z 3-cylindrowym silnikiem, a coś dużo większego i dużo mocniejszego. Poza tym czy koszt pokonania 100 km na poziomie 60 zł autem wartym 800 tys. zł to dużo? Dyskutowałbym... Dużo bardziej upierdliwe od cen jest oczekiwanie przy ładowarce.
Test: Audi e-tron GT RS - opowieść o aucie, ale i elektromobilności
Kończąc podróż sportowym e-tronem byłem w stanie przysięgać, ze to najlepszy samochód jakim kiedykolwiek jechałem. Czy dziś też jestem takiego zdania? Tak i powiem więcej, nawet trochę tęsknię za Audi. Być może to kwestia faktu, że zamieniłem model GT na mało imponującego SUV-a. Być może po prostu zauroczyłem się 4-drzwiowym coupe. Oczywiście rozumiem, że napęd elektryczny to obecnie głównie przeszkody. Ten nonkonformizm mi jednak w żadnym razie nie przeszkadza.
Prawda jest taka, ze współczesne samochody rozpieściły nas i trochę za bardzo przyzwyczaiły do wygody. Tym samym sprawiły ze podróż przestała być przygodą. Czy zatem dwugodzinne ładowanie elektryka w trasie to bariera nie do przebrnięcia? W żadnym razie. To kwestia organizacji zajęć. Poza tym cofnijmy się w czasie o kilka dekad. Kiedyś, jadąc na urlop Maluchem, trzeba było mieć przy sobie pończochę, żeby móc nią zastąpić nagminnie pękający pasek. Kiedyś podróż Skodą serii 100 oznaczała głównie czekanie na poboczu – czekanie aż płyn chłodniczy wreszcie przepłynie z przodu do tyłu i silnik przestanie się po raz kolejny gotować.
Napęd elektryczny sprawia, że musimy wyjść z kokonu czasów typu all inclusive i stąd nasz bunt. A wykonanie kroku wstecz, aby móc iść do przodu to dopiero pierwszy z paradoksów. Bo elektryczne Audi w takim wydaniu do tego stopnia imponuje, że za jego kierownicą elektromobilność naprawdę ma sens – ale tylko dlatego, że tak naprawdę tego sensu nie ma. Audi e-tron GT RS zbawia planetę. Nie po to jednak powstało. Miało dawać absurdalną frajdę – swoim wyglądem, porażającą mocą i przyspieszeniem wpychającym gałki oczne do mózgu.
Na koniec jednak gorzka pigułka. Bo pomijając wszystkie ochy i achy, nadal mam z tym autem jeden problem. W takim wydaniu – wartym blisko 800 tys. złotych – niestety nie spopularyzuje napędu elektrycznego. I tu powstaje kolejny paradoks. Choć Audi e-tron GT RS uwielbiam, za znajdującą się poza moim zasięgiem cenę jednocześnie je nienawidzę.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.