WLTP - co to właściwie takiego?
REKLAMA
REKLAMA
Od lat wśród kierowców krążyły anegdoty mówiące o tym, że oficjalne wyniki spalania podawane przez producentów samochodów - delikatnie mówiąc - nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Wskazania w porównaniu z życiem realnym mijały się czasami o litr, a czasami o 3 - 4 litry paliwa na każde 100 kilometrów. Wszystko zależało od warunków eksploatacyjnych. O ile przez lata sytuacja była akceptowana nawet przez unijnych ustawodawców, o tyle w dobie zaostrzających się wymogów emisyjnych musiały być podjęte działania. I tak powstał całkowicie nowy sposób badania zapotrzebowania na paliwo w autach.
REKLAMA
Do tej pory wprowadzane na rynek samochody na drodze uzyskiwania homologacji europejskiej czekało badanie NEDC. Choć New European Driving Cycle ma w swojej nazwie wyraz nowy, tak naprawdę ten cykl prowadzenia badań nowy wcale nie był. Został wprowadzony w życie w latach dziewięćdziesiątych. Na czym polegała jego archaiczność? Przede wszystkim na tym, że badanie spalania było prowadzone na hamowni w oparciu o określoną prędkość i sposób zwalniania oraz przyspieszania. Wymogi tworzyły sztuczne warunki eksploatacyjne, które nie przekładały się na realność wyników.
WLTP: absolutny wymóg od roku 2017
Nowa cykl badania zużycia paliwa wszedł w życie w Europie we wrześniu roku 2017, a od września roku 2019 dotyczyć będzie też m.in. lekkich pojazdów dostawczych. Droga do WLTP (Worldwide Harmonised Light Vehicles Test Procedure) nie była jednak wcale taka krótka. Szczególnie że standard miał być ogólnoświatowy, a więc wymagał szerszych ustaleń. Ostatecznie kształt nowych badań został opublikowany w roku 2015, a nowe przepisy zostały przyjęte nie tylko w Unii Europejskiej, ale także Stanach Zjednoczonych czy Japonii.
Na czym zatem polegają nowości wprowadzone przez WLTP? Te dotyczą przede wszystkim temperatury. Badanie rozpoczyna się w sytuacji, w której otoczenie ma 13 stopni Celsjusza (dwukrotnie mniej niż przy NEDC). Poza tym kontrola musi zostać przeprowadzona dla różnie skonfigurowanych wersji oraz jest zdecydowanie dłuższa, bo trwa 30 zamiast dotychczasowych 20 minut.
Bardzo ważna zmiana dotyczy samego sposobu przeprowadzania testów WLTP. Tak, auto nadal eksploatowane jest na hamowni. Test składa się jednak z czterech etapów, które są dużo bliższe warunkom realnie spotykanym na drogach. Na początek pojazd pokonuje 3 kilometry z prędkością dochodzącą do 56,5 km/h. Ta część badania trwa 589 sekund, z czego 26,5 proc. czasu auto stoi. Drugi etap polega na pokonaniu 4,7 kilometra z prędkością dochodzącą do 76,6 km/h. Test zajmuje 433 sekundy, z czego 11,1 proc. czasu pojazd stoi.
WLTP to nie koniec, a… początek!
Podczas trzeciej próby samochód przejeżdża 7,2 kilometra. Na tym dystansie prędkość sięga 97,4 km/h, a badanie trwa 455 sekund (6,8 proc. czasu to postój). Finalnym etapem badania według standardu WLTP jest rozwinięcie nawet 131,3 km/h i pokonanie 8,3 kilometra. Pojazd ma uruchomiony silnik przez 323 sekundy, przy czym 2,2 proc. czasu jednostka pracuje na wolnych obrotach.
Choć norma badania spalania WLTP dopiero co weszła w życie, ustawodawcy już zastanawiają się nad tym jak zwiększyć jej miarodajność i jak sprawić, że jej wyniki staną się jeszcze bardziej realne. Jaki mają pomysł? Myślą nad uzupełnieniem jej dodatkowym testem RDE (Real Driving Test). W tym przypadku samochód opuściłby hangar i trafił na prawdziwe ulice. Podczas testu sprawdzane byłoby zapotrzebowanie silnika na paliwo oraz jakość wydalanych spalin. W efekcie cykl RDE dałby jednoczesną możliwość skontrolowania np. emisji szczególnie szkodliwych tlenków azotu.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.