REKLAMA
Zarejestruj się
REKLAMA
Policja skonfiskowała już prawie 1,6 tys. samochodów od kierowców, którzy prowadzili pod wpływem alkoholu. Ta kara nie spowodowała jednak znaczącego spadku liczby pijanych kierowców na drogach - informuje "Rzeczpospolita".
Na autostradzie A13 w austriackim Tyrolu kierowca z Polski jechał 112 km/h w strefie ograniczenia prędkości do 30 km/h - podała w niedzielę austriacka agencja APA, powołując się na miejscową policję.
Policjanci każdego dnia odbierają pijanym kierowcom średnio prawie 19 samochodów. Kara jest zatem surowa, a nowe przepisy naprawdę działają. Tylko czy tak właściwie jest się z czego cieszyć? Przecież nie chodzi o stworzenie polskiego komisu aut. Cel przepisów miał być inny.
Niespełna trzy tygodnie temu w Polsce pojawiły się przepisy pozwalające na konfiskowanie aut pijanym. I Wielkanoc stała się papierkiem lakmusowym pokazującym ich prewencyjną skuteczność. A ta jest praktycznie... zerowa. Pijanych na drogach w 2024 r. było prawie tyle samo, co w 2023 r.
REKLAMA
60-latek z Florencji idzie na rekord. W ostatnich latach dostał 175 mandatów. Opiewają one na kwotę ponad 30 tys. euro. Żadnej z grzywien jednak nie opłacił. Dlatego skonfiskowali mu SUV-a.
Miały być proste przepisy, które zniechęcą pijanych do prowadzenia aut. Otrzymaliśmy natomiast lapsus prawny, w którym każdego dnia odkrywamy kolejne luki. Przykład? Konfiskata nie będzie możliwa w przypadku auta z więcej niż jednym właścicielem. Wspólnota majątkowa też wyklucza działanie nowych przepisów.
Pijany kierowca zatrzymany w samochodzie leasingowanym auta nie straci. Mimo wszystko za swój czyn zapłaci i to podwójnie. Nawiązka dopiero otwiera listę jego strat. Kolejnym punktem jest utrata praw do odliczenia podatkowego.
Przepisy o odbieraniu aut pijanym są, ale tak właściwie... ich nie ma? Potwierdzać to może przypadek 46-latka, któremu policjanci najpierw zabrali Volvo, a później je oddali. Z uwagi na brak przepisów wykonawczych. To jednak jeszcze nie świadczy o tym, ze nowelizacja jest martwa czy poszła do kosza. Kierowca nową karę i tak poniesie.
REKLAMA
Przepisy obowiązujące od dziś są bezlitosne. Pijany kierowca może stracić swój samochód. Ten przejdzie na rzecz Skarbu Państwa i zostanie zlicytowany. Kiedy konkretnie kierujący pożegna się z autem lub zapłaci 100 tys. zł nawiązki?
14 marca 2024 r. w życie wejdą przepisy pozwalające na konfiskatę samochodu pijanego kierowcy. Czy to dobry kierunek zmian? Na ile skuteczne będą przepisy? I co sądzą o nich Polacy?
14 marca 2024 r. w życie wejdą nowe przepisy. W ich ramach pijany kierowca dostanie wyrok, grzywnę, a do tego straci prawo jazdy i... samochód. Tak, sądy będą mogły decydować o przepadku pojazdu. Czy to skuteczny bat?
Za dwa miesiące wystartują nowe przepisy, które pozwolą na konfiskatę samochodu pijanego kierowcy. Co jednak stanie się z takim pojazdem? Procedura pokazuje jasno, że albo będzie sprzedane za ułamek swojej wartości, albo trafi na złom. Milionowe zyski to mrzonka.
Zbliża się termin wejścia w życie przepisów umożliwiających konfiskatę pojazdów za prowadzenie w stanie nietrzeźwości. Podczas gdy władze mają czas na przyjrzenie się ewentualnym konsekwencjom tej nowelizacji, ustawa przegłosowana przez Sejm wciąż wzbudza wiele emocji. Niektórzy właściciele pojazdów obawiają się, że z czasem ten rodzaj kary będzie miał znacznie szersze zastosowanie. Czy w przyszłości może dojść do wprowadzenia w Polsce konfiskaty aut za przekroczenie prędkości, skoro takie przepisy obowiązują od lat w innych krajach Europy?
Konfiskata samochodu po alkoholu jeszcze nie zaczęła obowiązywać, a już doczekała się nowelizacji. Zmiana zaproponowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości łagodzi i to znacznie jeden z przepisów. O którym zapisie mowa?
REKLAMA