Test: Volkswagen T-Cross – urokliwy i niemiecki. To idzie w parze?
REKLAMA
REKLAMA
Miałem już okazję testować Volkswagena T-Crossa. Powiem więcej, jedno z auto miało nawet pomarańczowy lakier nadwozia. Jeżeli zatem chodzi o temat stylizacji czy praktyczności wnętrza, dodać mogę niewiele. Odeślę was zatem do moich poprzednich testów – do których linki dodaję poniżej. Skąd zatem kolejna przygoda z tym autem? Winowajcą jest Unia Europejska. Bo to za jej sprawą autom zacieśniany jest ekologiczny kaganiec. Czyli to za jej sprawą w sprzedaży pojawiła się nowa wersja crossovera. Silnik 1.0 TSI stracił 5 koni mechanicznych – ma teraz ich 110.
REKLAMA
Zobacz również: Pierwsza jazda: Volkswagen T-Cross Style 1.0 TSI 115 KM DSG
Zobacz również: Test: Volkswagen T-Cross Life 1.0 TSI 115 KM - prosty, ale bardzo funkcjonalny!
Volkswagen T-Cross 1.0 TSI DSG: 5 koni mniej to dużo?
Pod maską T-Crossa nadal pracuje ten sam litrowy silnik doładowany. Ma 3 cylindry i bezpośredni wtrysk paliwa. Jakie są zmiany i różnice?
- Identyczny jest moment obrotowy. Wynosi 200 Nm i startuje już od 2000 obr./min.
- Identyczna jest też przekładnia automatyczna. To dwusprzęgłowe DSG o 7 przełożeniach.
- T-Cross po modyfikacji stał się wolniejszy. Model 115 KM osiąga pierwszą setkę w 10,2 s. Wersja 110 KM w 11,3 s.
- Nieznacznie zmniejszyła się też prędkość maksymalna. Spadła o 4 km/h i wynosi teraz 189 km/h.
5 koni mechanicznych mniej sprawia, że "na papierze" T-Cross staje się wolniejszy. Tyle teoria. W praktyce kierowca aż tak mocno tego nie czuje. Volkswagena kupuje się głównie do miasta, a tam faza przyspieszania kończy się nie na setce, a jakiś 50 czy 60 km/h. A przy tej prędkości większej różnicy nie czuć. T-Cross nadal jest dynamiczny, nadal chętnie przyspiesza i nadal może zaskoczyć kierowców większych aut z wolnossącymi silnikami. Dużą siłę Volkswagenowi daje mimo wszystko przekładnia DSG. Gładko zmienia biegi i zwiększa płynność przyspieszenia i nie powoduje opóźnienia przy starcie.
T-Cross być może nie jeździ na kropelce, ale jest oszczędny
REKLAMA
Kolejną zaletą tego układu napędowego jest spalanie. Średnio T-Cross potrzebuje jakiś 8 litrów na 100 km. To niezwykły wynik jak na auto, które zmieści cztery dorosłe osoby i aż 455 litrów bagaży. I nawet podczas jazdy w mieście zimą nie powinien być drastycznie wyższy. A zdecyduje o tym raz większa pojemność, a dwa fakt, że motor naprawdę szybko się rozgrzewa.
Oczywiście podczas modyfikacji nie wszystko poszło w dobrym kierunku. Bo podczas testu udało mi się znaleźć dwie wady tego układu napędowego. Po pierwsze podczas postoju na światłach motor potrafi delikatnie zawibrować. Dużo delikatniej niż 3-cylindrowiec 1.0 TCe Renault, ale wersja 115-konna nie wibrowała wcale. Po drugie skrzynia DSG jest idealna, ale dopiero w trybie sport (gdy kierowca dodatkowo pchnie gałkę w stronę biegu D). Wtedy choć przetrzymuje biegi, szybko reaguje na zmianę położenia pedału przyspieszenia i pozwala na sprawne wyprzedzanie.
No, ale teraz nieco o... cenie T-Crossa
Problem z delikatnym i prawie niewyczuwalnym wibrowaniem na postoju czy zbyt wolno reagującą przekładnią to tak naprawdę drobiazgi. Większość kierowców pewnie ich nawet nie zauważy. Każdy kupujący zauważy jednak... cenę. Bo T-Cross nie jest tani. Wariant Style z w/w układem napędowym już w wersji bazowej zostanie wyceniony na przeszło 100 tys. zł. A gdy kierowca dopisze do listy serię dodatków, kwota przekroczy 123 tys. zł. I co gorsze, za te 123 tys. zł kupujący nie dostanie auta, które jest albo przesadnie luksusowe, albo przesadnie dobrze wyposażone, albo przesadnie dynamiczne.
Nowego T-Crossa nie trzeba unikać. Wystarczy dość ostrożnie go konfigurować. To jedyna metoda na uzyskanie dobrej ceny.
Test: Volkswagen T-Cross - podsumowanie:
Jest lifestylowy, ale ułożony. Ma w sobie odrobinę szaleństwa, ale też czuć w nim niemiecką precyzję. Jest trochę jak dyrektor w korporacji, który gdy chce poczuć że żyje, wyciąga w niedzielę z garażu motocykl i wybiera się na krótką przejażdżkę bez ryzykownych zachowań. Gdyby tylko T-Cross miał trochę więcej miękkich materiałów wykończeniowych i był po prostu trochę tańszy, spokojnie mógłby zakrawać o ideał w segmencie. Poza tym muszę napisać jeszcze jedno – należy wam się odpowiedź na pytanie zawarte w tytule: tak, urokliwość i niemieckość łączą się w tym aucie i stanowią mieszankę. Wyjątkowo udaną mieszankę.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.