Test SsangYong Korando: Egzotyczny komfort w terenie
REKLAMA
REKLAMA
Oczkiem w głowie należącej obecnie do indyjskiego koncernu Machindra and Machindra firmy jest “mały” SUV, a właściwie CUV – Korando, który przez lata przeszedł metamorfozę od post-jeepowskiej konstrukcji, przez związki z Mercedesem aż do zupełnie autorskiej konstrukcji w karoserii zaprojektowanej przez wizjonerów od Giugiaro. Wizualnie auto wpisuje się w obowiązujący trend stylistyczny przypominając nieco Nissana Quasqaia, co tylko dobrze o nim świadczy. Duże lampy, wesoły grill, podkreślone nadkola i nieregularna linia okien w przypadku Korando tworzą jednak nową wartość – auto wyróżnia się na ulicy
REKLAMA
Zobacz też: Test Skoda Octavia 1,8 TSI 150 KM Family: Pogromczyni mitów
Wnętrze jest przemyślane pod względem ergonomii i ogólnej funkcjonalności, ale niezbyt nowoczesne. Jednak płaska podłoga pod nogami pasażerów z tyłu, wygodne siedzenia, sporo schowków i dobrze rozmieszczone wskaźniki i przyciski rekompensują “modowe” braki. Wiadomo, moda przemija, a komfort jest najważniejszy. Zresztą nawet w najnowszych, konkurencyjnych produkcjach nierzadko brakuje regulacji kąta oparcia kanapy, nie mówiąc o miejscu na nogi, którego tu jest pod dostatkiem, jak w wyższej klasie. Ciekawą opcją jest możliwość schowania rolety w specjalnym miejscu przewidzianym pod podłogą niemal pięćsetlitrowego bagażnika, który jest zaskakująco funkcjonalny ze swoimi zaczepami na siatkę i niewielkimi wnękami kół.
Zobacz też: Test Ford S-Max 2.0 EcoBoost: Pogromca autostrad
Zawieszenie to kompromis między komfortem i dobrym prowadzeniem. Dzięki temu nawet w lekkim terenie, bo tylko taki wchodzi tu w grę, nie odczuwa większych wstrząsów, oczywiście do czasu, bo skok amortyzatorów nie jest zbyt duży. Spory prześwit pozwala jednak wjechać w miejsca niedostępne dla osobówek, a aktywny napęd na cztery koła realizowany przez płynnie pracującą sześciobiegową skrzynię daje pewność, że bezpiecznie wróci się na asfalt. Nad tym wszystkim czuwa dwulitrowy, stusiedemdziesięciopięciokonny diesel o wysokiej kulturze pracy i niskim zużyciu paliwa oscylującym między siedmioma a niecałymi dziesięcioma litrami.
Zobacz też: Test Citroen DS4: Przekombinowany
Testowana wersja Saphire w podstawie kosztuje 99700, do tego dochodzi 7000 za napęd na cztery koła i 6000 za automatyczną skrzynię, ale warto zapłacić w sumie te 115 tysięcy i mieć auto potrafiące więcej, niż droższa konkurencja. Przemawia za tym autem ciekawa stylistyka nadwozia i wnętrze, którego ergonomia, komfort i przestrzeń dostępna jest tylko w autach wyższej klasy. Do tego dobre własności terenowe i ekonomiczność. Nie wiadomo tylko, jak będzie się rozwijała sieć serwisowa, ale auto pochodzi przecież z kraju, który predysponować ma do nowego mocarstwa światowego, więc czemu nie zaufać tej marce?
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.