Test Volkswagen Passat: Nowy po niemiecku
REKLAMA
REKLAMA
Jeśli Volkswagen zapowiada zmiany w swoim aucie, to z góry wiadomo, że nie będzie to rewolucja. Producent przyzwyczaił wszystkich do tego, że kolejne generacje poszczególnych aut z zewnątrz różnią się niewiele. Zmieniają się głównie ich rozwiązania techniczne. Nowy Passat to jednak nie do końca kolejna generacja tego popularnego auta, a jedynie głęboki lifting. Przede wszystkim dotyczący karoserii. Z zewnątrz w oczy rzuca się nowy przód. Jest zdecydowanie bardziej elegancki i poważny od poprzednika. Producent wyraźnie chce, aby ten model przestał być traktowany jako popularne auto klasy średniej, a zaczął jak dostojna limuzyna dla ludzi biznesu. Zmiany widoczne są także z tyłu - nowy jest kształt tylnych lamp. Patrząc na auto z profilu zauważymy te same przetłoczenia blach i identyczne klamki co w poprzedniku. Auto prezentuje się jednak bardzo dobrze i równie elegancko w wersji sedan, jak i testowanym kombi.
REKLAMA
Zobacz też: Volkswagen Passat: jakiego wybrać? Poradnik kupującego
Zmiany, jakie poczyniono we wnętrzu, są symboliczne. Zmodyfikowano zestaw wskaźników, który teraz zawiera duży, kolorowy wyświetlacz rozbudowanego komputera. Jest także nowy panel klimatyzacji (znany z innych modeli Volkswagena) oraz inaczej rozwiązane boczki drzwi. Szyku ma dodawać analogowy zegarek, który znalazł swoje miejsce w konsoli centralnej. Poza tym to dobrze znany Passat ze świetną ergonomią i bardzo wygodnym wnętrzem. Szkoda, że przy okazji liftingu nie poświęcono więcej czasu na poprawę materiałów, z których zrobiona jest deska rozdzielcza. Jej elementy w większości są twarde, a imitujące metal wstawki wykonano z taniego plastiku. W aucie siedzi się wygodnie zarówno z przodu, jak i z tyłu. Kierowca podróżuje w komfortowym, głębokim fotelu zaopatrzonym w elektryczne ustawianie kąta oparcia i elementów lędźwiowych. Z tyłu dwie osoby nie będą narzekać nawet na dłuższych trasach. Do dyspozycji mają podłokietnik ze schowkiem i uchwytem na napoje. Bagażnik ma 603 litry pojemności i wygodne pojemniki na drobiazgi przy nadkolach. Wszystko przykryto roletą z dwoma trybami odsłonięcia przestrzeni ładunkowej.
Zobacz też: Opinie kierowców o Volkswagenie Passacie
REKLAMA
Testowane auto zaopatrzono w benzynowy silnik 1.8 TSI wyposażony w turbosprężarkę i bezpośredni wtrysk. Motor ten opisywaliśmy już przy okazji testu Seata Leona. Ma 160 koni mechanicznych i moment obrotowy równy 250 Nm dostępnych w przedziale 1500-4200 obrotów na minutę. Kierowca nie odczuwa chwili, kiedy turbo „wchodzi do akcji”, a przyjemne przyspieszenie zaczyna się równie wcześnie, jak w dieslu. Dane producenta zapewniają, że do setki Passat przyspiesza w 8,7 s. Aby jechać dynamicznie wystarczy korzystać z momentu obrotowego. Nie trzeba kręcić silnika wysoko, choć jeśli to zrobimy, zobaczymy że równomiernie oddaje on moc na całej skali obrotomierza.
Jednostka jest również bardzo elastyczna. Połączono ją z sześciobiegową manualną skrzynia. Jej mechanizm pracuje lekko i precyzyjnie, a same przełożenia zostały dobrze dobrane. 1.8 TSI wydaje się być najbardziej optymalnym napędem do tego auta i jest wart polecenia. Zawieszenie poliftingowego Passata okazuje się sprężyste i zaskakująco komfortowe, wręcz miękkie, jak na niemieckie auto. Nie przeszkadza to Passatowi w pewnym prowadzeniu w zakręcie. Dobrze zbalansowane podwozie chętnie łyka poprzeczne nierówności, nadając się przy tym w długą trasę, ale ofensywna jazda po mieście również nie sprawi problemów. Zwłaszcza, że układ kierowniczy posłusznie reaguje na polecenia kierowcy.
Zobacz też: Pierwsza jazda: Nowy Volkswagen Crafter
Passat to samochód dobrze znany i uznany nawet przez malkontentów. Główny zarzut zawsze dotyczył zachowawczej stylistyki i tu nic się nie zmieniło. Auto prezentuje wysoki poziom pod względem podwozia i napędu użytego w testowanym egzemplarzu. Reszta to kwestia gustu, ale widać, że to dopracowany model. Wersja, którą jeździliśmy, to środkowa specyfikacja Comfortline. Nie wywoła w użytkowniku frustracji spowodowanej nabyciem najtańszej wersji (Trendline), ale również pozostawi w kieszeni sporo więcej gotówki niż topowa Highline. W wyposażeniu zabrakło takich elementów jak ksenonowe reflektory, czy nawigacja. Jest za to dwustrefowa klima, system bezkluczykowy i elektryczny hamulec ręczny (nie każdy to lubi). I jeszcze jedno. Znakomity system „Auto Hold”. Hill Holdery z reguły „przytrzymują” auto na wzniesieniu bez użycia ręcznego przez kilka sekund. System z Passata wydaje się mieć nieograniczony czas. W każdym razie na przeczekanie zmiany świateł wystarczy. Nie trzymany nogi na hamulcu, nie świecimy bez sensu światłami stopu. A to znacznie bardziej ekologiczne niż niejeden system wyłączający silnik na postoju.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA