Nowe Mondeo: ewolucja poprawności
REKLAMA
REKLAMA
Obecnie sprzedawany Ford Mondeo to samochód o którym trudno powiedzieć coś złego. Auto broni się w rankingach awaryjności, do jazdy zachęca fantastycznym zawieszeniem, a szeroka gama silników sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie. Dlatego też nie spodziewałem się, że odświeżone Mondeo czymś mnie zaskoczy. A jednak…
REKLAMA
Zobacz również: Najnowszy Focus ST
REKLAMA
Zmiany w stylistyce są kosmetyczne. Dodano światła LED do jazdy dziennej (dzisiaj to już nie ekstrawagancja, a rynkowa konieczność), powiększono trapezoidalny wlot powietrza, a także zmodyfikowano nieco kształt tylnych lamp. Podobnie jest we wnętrzu, gdzie poprawiono jakość materiałów (choć i tak nie można było na nie narzekać). Dłuższa jest za to lista wyposażenia seryjnego i opcjonalnego. Wśród nich znalazło się wiele ciekawych i dość przydatnych elektronicznych gadżetów: informujących o zjechaniu z pasa ruchu, monitorujących poziom zmęczenia kierowcy oraz pilnujących martwej strefy lusterek bocznych. Nowa jest także kamera wsteczna. Gdyby wszystkie zmiany umieścić na jednej liście, byłoby ich sporo: Ford twierdzi, że w odświeżonym Mondeo jest ponad tysiąc nowych części.
Najważniejsza zmiana dotyczy jednak gamy silnikowej. Pojawiły się dwa nowe silniki: 2-litrowa turbodoładowana benzyna EcoBoost i Diesel TDCi o pojemności 2,2-litra. Właśnie takie jednostki miały pod maskami auta udostępnione do testów.
Benzyna czy Diesel?
REKLAMA
Na pierwszy ogień poszedł silnik benzynowy. To znany już EcoBoost, tym razem jednak jego moc wzrosła do 240 KM, a moment do 340 Nm. Jest szybki – piekielnie wręcz szybki, a przy tym zaskakująco oszczędny. Z taką mocą staje się konkurentem np. dla Opla Insignii 2,8 V6 Biturbo, gdzie moc sięga co prawda aż 260 KM, jednak spalanie jest tak duże, że w głowie kierowcy może pojawić się chęć zakupu własnej rafinerii.
W Fordzie tego problemu nie ma: do setki przyspieszamy w 7,5 sekundy, a wskazówka prędkościomierza zatrzymuje się na 246 km/h. Choć rzędowa czwórka nie brzmi zbyt rasowo, jednak średnie spalanie rzędu 7,7 l/100 km sprawia, że kompletnie się tym nie przejmuję. Ten sam silnik o minimalnie większej mocy ma trafić do nowego Focusa ST – już nie mogę się doczekać. Niestety 240-konna wersja silnikowa dostępna jest tylko z sześciobiegową dwusprzęgłową skrzynią automatyczną PowerShift. To, że nie lubię automatów to mój osobisty problem, jednak uważam, że łączenie takiej skrzyni z silnikiem turbodoładowanym, gdzie przy każdym naciśnięciu pedału kierowcę straszy turbodziura, to błąd. Dobrze by było, gdyby manual również był dostępny – choćby w opcji.
Zobacz również: Ślicznotka z klasy B
Drugi nowy silnik to turbodoładowany Diesel TDCi o pojemności 2,2 litra. Moc jest niższa niż w benzyniaku, 200 KM, jednak potężny moment obrotowy (440 Nm) rekompensuje tą stratę. Choć przyspieszenie od zera do setki zabiera prawie sekundę więcej (8,3 s.), to jednak jeśli trafimy w odpowiedni zakres obrotów, przyspieszenie wciśnie nas w fotel mocniej niż w EcoBooście. Za sprawą bardziej „skondensowanego” zakresu przydatnych obrotów silnik ten rozpędza Mondeo „tylko” do 220 km/h. Ford chwali się, że jednostka spala średnio 6 l/100 km.
Podsumowując, rewolucji w Mondeo brak – i chyba nawet dobrze, dzięki temu odświeżone auto ma szansę na takie samo powodzenie wśród klientów jak jego poprzednik, zwłaszcza, że drobne zmiany są bardzo pozytywne. Do sprzedaży w Polsce Mondeo wejdzie w październiku. Ceny raczej nie ulegną zmianie, choć na pewno nieco droższe będą dwie opisane wyżej najmocniejsze wersje silnikowe.
REKLAMA
REKLAMA