Jak dbać o bezpieczeństwo podczas jazdy we mgle nocą?
REKLAMA
REKLAMA
Jadąc nocą we mgle najlepiej trzymać się jak najbliżej środka jezdni. Na poboczu mogą stać pojazdy, których kierowcy oczekują, aż mgła ustąpi. Nie wszyscy pamiętają, aby włączyć w takiej sytuacji światła awaryjne. Niektórzy, wyłączają nawet światła pozycyjne!
REKLAMA
Zobacz również: Jak parkować zimą?
REKLAMA
Największe karambole drogowe, często z dziesiątkami ofiar śmiertelnych, zdarzają się podczas mgły. Dlatego nie należy zatrzymywać się na drodze w takich warunkach, jeżeli nie jest to absolutnie konieczne. Należy wówczas zjechać jak najdalej na pobocze, włączyć światła pozycyjne i awaryjne. Dobrze jest mieć do dyspozycji przenośną lampę z żółtym, przerywanym światłem.
Należy ustawić ją na dachu samochodu i włączyć. Nieraz mgła snuje się na niewielkich wysokościach i taka lampa może być lepiej widoczna niż nisko położone światła awaryjne. Jeżeli samochód stoi na jezdni i nie można go z niej usunąć, zarówno trójkąt odblaskowy jak i taką błyskającą żółto lampę należy ustawić kilkadziesiąt metrów za nim. Przepisy mówią o stu metrach w terenie niezabudowanym.
Najgorsze, co może spotkać kierowcę podczas mgły, to awaria samochodu, która uniemożliwi usunięcie go z jezdni na pobocze. W Polsce nie są ani znane oni dostępne flary, które palą się jaskrawoczerwonym płomieniem i które można rozłożyć na jezdni kilkanaście metrów za i przed takim unieruchomionym pojazdem. A tylko one byłyby w stanie ostrzec innych kierowców o niespodziewanej przeszkodzie, jaką jest uszkodzony samochód. Można więc dla bezpieczeństwa, w ich zastępstwie rozpalić niewielkie ognisko na poboczu, wykorzystując paliwo i różne śmieci, zalegające często bagażnik.
Zobacz również: Jak przygotować auto do jesieni?
REKLAMA
Bardzo sympatycznym, choć w naszym kraju mało popularnym zwyczajem zawodowych kierowców podczas mgły jest jazda kilkoma samochodami z wymienianiem się co jakiś czas na prowadzeniu. Ich kierowcy nie muszą się znać, ani nie muszą umawiać na taką jazdę. Po prostu jest to ich naturalne zachowanie. Prowadzący, gdy już się zmęczy, zjeżdża na ostatnią pozycję i tam może odpocząć, prowadzony tylnymi światłami poprzednika.
Gdy jadący teraz jako pierwszy będzie chciał dać oczom odpocząć, przepuszcza następnego, sam zajmując ostatnią pozycję w grupie. Taka jazda pozwala na pokonywanie we mgle bez odpoczynku nawet długich, kilkusetkilometrowych odcinków. Wśród polskich niezawodowych kierowców przyjęło się, że wszyscy oczekują na takiego, który potrafi sobie jakoś radzić podczas mgły, po czym „siadają mu na ogonie” i ani myślą o dawaniu zmian!
REKLAMA
REKLAMA