Top: Tani jak... elektryk. Co to może oznaczać?
REKLAMA
REKLAMA
Bo elektryk ma najtańsze… „paliwo”!
Na koszt eksploatacji samochodu składa się kilka czynników. A jednym z ważniejszych - bo ponoszonych każdego dnia - jest zakup paliwa. Ile zatem kosztuje „tankowanie” samochodu elektrycznego? Na to pytanie tak właściwie nie ma jednej odpowiedzi. Tych może być kilka. W sytuacji, w której właściciel Nissana Leafa wyposażonego w baterię 40 kWh postanowi naładować baterię w pełni wprost z ładowarki sieci Greenway, zapłaci za to 87,6 zł. Za tą kwotę powinien pokonać w mieście jakieś 389 km. A to oznacza, że koszt pokonania każdych 100 km wyniesie 22,5 zł.
REKLAMA
Jeszcze taniej staje się w przypadku, w którym na miejsce ładowania wybrane zostanie domowe gniazdko. Bo w takim przypadku w wariancie najmniej optymistycznym ładowanie będzie kosztować 22 złote, czyli 5,65 zł za 100 km! W opcji najbardziej optymistycznej stanie się całkowicie... darmowe. Bo kierowca może przecież mieć w swoim domu np. system fotowoltaiczny pozwalający na uzyskiwanie darmowej energii elektrycznej. Dla porównania przeciętny hatchback segmentu C wyposażony w silnik benzynowy, 3-cylindrowy według oficjalnej specyfikacji powinien spalić 6 litrów benzyny. To przy obecnych stawkach paliw oznacza koszt pokonania każdych 100 kilometrów na poziomie 24 zł.
koszt pokonania 100 km | Tankowanie | Różnice | |
Ładowanie na mieście | 22,5 zł | 24 zł | 1,5 zł |
Ładowanie w domu | 5,65 zł | 24 zł | 18,35 zł |
Zobacz również: Punkty ładowania - prawo zmusi do ich budowy!
Czy elektryk jest zaawansowany? Nie bardzo…
REKLAMA
Samochody na przestrzeni lat stawały się coraz bardziej skomplikowane. Dziś nawet silnik benzynowy posiada precyzyjne wtryskiwacze, koło dwumasowe, turbosprężarkę czy filtr cząstek stałych. A zestaw tych części - które prędzej lub później trzeba będzie wymienić w toku eksploatacji - może kosztować w modelu luksusowym nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Co na to elektryki? Technologia napędu elektrycznego wydaje się zaawansowana. To jednak wyłącznie wrażenie. Bo sam układ napędowy to tak naprawdę wyłącznie kilka elementów. W konstrukcji e-auta pojawia się silnik wielkości arbuza, zestaw baterii, prosta i często 1-biegowa przekładnia oraz układ sterujący przesyłem energii.
Skutek? Na tle współczesnych diesli i benzyniaków silnik elektryczny aż razi prostotą! Pod maską e-auta brakuje takich elementów jak rozrząd, pasek osprzętu, alternator, sprzęgło oraz zestaw drogich elementów wymienionych powyżej. Najdroższy w całej stawce jest tak naprawdę układ bateryjny. Ale o tym szerzej opowiem w jednym z kolejnych punktów.
Prosta budowa to tanie serwisowanie!
Prosta budowa silnika elektrycznego oznacza mniej procedur serwisowych. A mniejsza ilość procedur serwisowych przekłada się na kolejny wyznacznik głównego kosztu eksploatacji każdego samochodu, czyli serwisowanie. O czym tak naprawdę musi pamiętać kierowca podczas wizyt w warsztacie? Podstawą w e-aucie jest oczywiście regularna wymiana oleju. Tutaj ani interwały, ani też koszt smarowidła nie są wyższe niż w przypadku napędu klasycznego. Poza tym konieczna jest wymiana płynu chłodzącego w układzie bateryjnym, filtra przeciwpyłkowego oraz płynu hamulcowego i elementów ciernych. Serwisowana musi być też klimatyzacja. Tyle!
Zobacz również: Awaria alternatora? To oznacza brak prądu w samochodzie!
Właściciel samochodu elektrycznego nie ponosi żadnych kosztów związanych z wymianą rozrządu, filtra powietrza lub paliwa, paska osprzętu, sprzęgła, wtryskiwaczy, akumulatora czy filtra cząstek stałych. A to oznacza oszczędności liczone w tysiącach złotych. Poniższe zestawienie wydatków nie zawiera np. kosztów robocizny i zostało wykonane w oparciu o najniższe ceny części znalezione w internetowych sklepach motoryzacyjnych. Tym samym w prawdziwym życiu różnice mogą być nawet dwukrotnie wyższe, a przy wyborze ASO nawet trzy- czy czterokrotnie!
Model | Skoda Oactavia III 2.0 TDI | Ford Focus III 1.6 EcoBoost | Nissan Leaf II 150 KM 40 kWh |
Rozrząd | 316 zł | 189 zł | 0 zł |
pasek osprzętu | 190 zł | 263 zł | 0 zł |
alternator | 701 zł | 678 zł | 0 zł |
sprzęgło | 834 zł | 845 zł | 0 zł |
koło zamachowe | 1129 zł | 916 zł | 0 zł |
komplet wtryskiwaczy | 2960 zł | 1512 zł | 0 zł |
filtr cząstek stałych | 3700 zł | brak | 0 zł |
turbosprężarka | 3337 zł | 3187 zł | 0 zł |
EGR | 608 zł | brak danych | 0 zł |
w sumie | 13 775 zł | 7 590 zł | 0 zł |
Czy ubezpieczenie samochodu elektrycznego jest droższe?
Zaraz obok zakupu paliwa i serwisowania jednym z kluczowych kosztów eksploatacyjnych jest zakup ubezpieczenia. Czy w przypadku samochodu elektrycznego polisa OC lub pakiet OC i AC będą droższe? W żadnym razie. Aby to potwierdzić, wykonałem kalkulację w jednej z porównywarek. Wyniki? Te wyglądają więcej niż atrakcyjnie. W sytuacji, w której chciałem ubezpieczyć fabrycznie nowego Nissana Leafa drugiej generacji w wersji ze 150-konnym silnikiem i baterią 40 kWh, znalazłem samo OC w ofercie już za 465 złotych. Gdybym zdecydował się na pakiet, kwota byłaby wyższa i sięgnęła 1912 złotych. Kalkulacja jest więcej niż rozsądna!
Zobacz również: Volkswagen ID.: Continental pracuje nad e-technologiami
Taniej, bo z dopłatą?
REKLAMA
Dostosowanie technologii napędu elektrycznego do rynku samochodów osobowych wymagało od producentów sporych nakładów finansowych. A to musi przełożyć się na cenę e-aut. Oczywiście wraz z popularyzacją rozwiązania, pojazdy zeroemisyjne staną się coraz tańsze. Zanim to jednak nastąpi, konieczna jest stymulacja zewnętrzna. Jeszcze w roku 2019 pojawił się rządowy projekt dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych. I ten wyglądał naprawdę obiecująco. Zakładał że w sytuacji, w której cena elektryka nie przekracza 125 tysięcy złotych, kupujący może uzyskać zwrot nawet 37,5 tysiąca złotych. W ten sposób wartość bazowego Nissana Leaf z naprawdę dobrym wyposażeniem i napędzanego dynamicznym, 150-konnym silnikiem można było obniżyć do 117,5 tysiąca złotych. A to już kwota dość znośna.
Niestety jak to zwykle bywa, plany musiały przeżyć kolizję z rzeczywistością. I tu pojawiły się dwa problemy. Po pierwsze już na początku tego roku rząd zapowiedział obniżenie dopłaty. W nowym projekcie ta nie będzie mogła przekroczyć 18,7 tysiąca złotych. Połowę niższa kwota zdecydowanie obniża opłacalność zakupu. Po drugie cały czas nie wiadomo kiedy program mógłby wejść w życie. W pierwotnym planie pierwsze pieniądze miały został wypłacone kierowcom już pod koniec 2019 roku. Do chwili obecnej nie ma jednak właściwych i ostatecznych regulacji prawnych…
-
Zakup samochodu elektrycznego - znaki zapytania:
Czy zasięg samochodu elektrycznego nie stanie się problemem?
Jednym z większych ograniczeń samochodów elektrycznych jest bez wątpienia pojemność baterii. Tak, można starać się ją powiększać. Z drugiej strony to ślepa uliczka i to z dwóch powodów. Po pierwsze większe baterie oznaczają wyższą masę pojazdu, a wyższa masa odbija się na zasięgu. Po drugie dziś to baterie mają główny wpływ na cenę pojazdu elektrycznego. Co w tej sytuacji? W przypadku ruchu miejskiego zasięgi współczesnych elektryków są całkowicie wystarczające. Podczas dojazdów do pracy czy na zakupy możliwość pokonania 337 kilometrów Corsą-e nie będzie żadnym ograniczeniem.
Zobacz również: Ładowarki GreenWay przy autostradach A1, A2 i A4
Co z dalszymi wyjazdami? Najlepszym pomysłem jest... właściwe planowanie trasy. Elektrykiem można dojechać do dowolnego punktu, pod warunkiem że po drodze kierowca znajdzie punkt szybkiego ładowania. Nissan Leaf w wersji bazowej z baterią 40 kWh może pokonać w cyklu mieszanym 270 kilometrów. Wizyta w stacji szybkiego ładowania pozwala jednak uzupełnić zapasy prądu od 20 do 80 proc. w 40 - 60 minut. Taki czas oczekiwania oznacza postój na rozprostowanie nóg oraz np. obiad. Tak, wydłuża podróż, ale nie sprawia że ta w elektryku staje się niemożliwa.
Co z trwałością baterii w samochodzie elektrycznym?
W przypadku urządzeń elektronicznych jednym z najsłabszych punktów jest bateria. W laptopie lub telefonie komórkowym często już po roku użytkowania jej pojemność spada na tyle, że realna staje się konieczność wymiany. Czy podobnie będzie w przypadku samochodu elektrycznego? Wszystko wskazuje na to, że nie. Przykład? Do tej pory spotkać można pierwsze Toyoty Prius, które od końca lat dziewięćdziesiątych jeżdżą na fabrycznych akumulatorach! Co z pełnymi elektrykami? Dowody na trwałość baterii są dwa. Po pierwsze standardem na rynku jest co najmniej 8-letnia gwarancja na baterie ograniczona limitem kilometrów na poziomie 160 tysięcy.
Po drugie warto przeanalizować kazus Tesli Model S - jednego z popularniejszych elektryków. Badania wykonane przez właścicieli aut wykazały, że po pokonaniu 200 tysięcy kilometrów pojemność pokładowych akumulatorów malała średnio o blisko 3 proc. Wnioski? Zasobniki energii zostały wyliczone na jakieś 15 - 25 lat użytkowania. Tak, w tym czasie ich pojemność spadnie. To będzie zatem oznaczać konieczność częstszego ładowania, ale nadal umożliwi kontynuowanie jazdy. Wymiana? Obecnie to niemały wydatek. Nowe akumulatory do Leafa I potrafią kosztować nawet 100 tysięcy złotych. Lepiej jest zatem reagować w miarę malejącej pojemności energetycznej i wymieniać poszczególne moduły ogniw, a nie całą baterię. To zdecydowanie tańsze.
Samochód elektryczny, czyli na razie samochód bardzo drogi?
Samochody elektryczne na razie są dość drogie. 124 490 złotych za Opla Corsę-e, 124 900 złotych za Peugeota e-208 czy 155 000 złotych za Nissana Leafa to mało konkurencyjne kwoty. Co musi się stać żeby elektryki były tańsze? W Europie pomagają rządowe dopłaty - w Polsce na razie ich nie ma. Uniwersalnym środkiem obniżającym ceny e-pojazdów jest jednak… popularyzacja! Pamiętacie pierwszego Priusa Toyoty? Choć hybryda konstrukcyjnie bazowała na Yarisie, kosztowała tyle co dobrze wyposażone BMW serii 5. Dziś hybrydy mają natomiast ceny porównywalne do… diesli.
Tak samo za jakąś dekadę, może trochę więcej powinno być z elektrykami. Popularyzacja technologii sprawi, że producenci osiągną stopę zwrotu inwestycji wyłożonej na opracowanie technologii. A wtedy ta będzie się mogła stać zdecydowanie tańsza dla odbiorcy końcowego.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.