Motocyklowe SUVy
REKLAMA
REKLAMA
Wszyscy pamiętamy jak Evan McGregor razem z Charleyem Boormanem, obkrążyli świat na dwóch bawarskich sprzętach. Można powiedzieć, że wtedy zaczął się oficjalny boom na ciężkie podróżnicze enrudo, które można porównać do samochodowej klasy SUVów, czyli samochodów na pewno nie terenowych, a tylko uterenowionych, luksusowych i drogich. Czy porównanie dużych enduro do samochodowych SUVów jest trafne?
REKLAMA
Zobacz też: Pierwszy motocykl - najgorsze wybory
REKLAMA
Odpowiedź wcale nie jest prosta. Bowiem faktycznie te sprzęty są skonstruowane w sposób, który pozwala objechać na nich świat, tylko czy na pewno w taki sposób w jaki nam to próbują przedstawić producenci? Ja się ośmielam postawić tezę, że 90 % posiadaczy tych sprzętów bardzo rzadko wjeżdża nimi nawet w lekki teren, co czyni zakup tego sprzętu bezsensowym wydatkiem, bo trzeba zaznaczyć, że te motocykle są jednymi z droższych w ofercie każdego producenta. Aby zrozumieć istotę bezsensowności nabycia takiego sprzętu trzeba najpierw spojrzeć do czego one są naprawdę zbudowane.
Jak już wcześniej powiedziałem są to sprzęty do dalekich podróży po drogach niekoniecznie asfaltowych. Są one duże i odpowiednio dużo ważą, jako przykład podam, że całkowita masa dopuszczalna GS-a wynosi 475 kg, czyli prawie pół tony. Z autopsji wiem, że wybierając się gdzieś dalej nie należy wychodzić z założenia, że aby przekroczyć masę całkowitą pojazdu, to trzeba nabrać kamieni. Osobiście nie wyobrażam sobie manewrowania w błocie, czy piasku sprzętem który waży pół tony, bo jest to nierealne. Trzeba również dodać, że ludzie którzy objeżdżają kulę ziemską na tego typu sprzętach zazwyczaj jadą w asyście wozu technicznego, który wiezie za nimi wszystko co potrzebne, a kierowca motocykla ma przy sobie tylko absolutnie niezbędne rzeczy, w związku z czym jest stosunkowo lekki i ma sporo większą swobodę działania, od osób, które na motocykl paskują cały ekwipunek.
Zobacz też: Opony - fakty i mity
REKLAMA
Idąc dalej tym tropem, przejazd przez dzicz w wbrew pozorom nie wymaga tylko kompasu i mapy. Potrzebne jest staranne opracowanie drogi i punktów, w których możemy się zatrzymać, aby nie zostać np. napadniętym. Oprócz tego wyjazd w niecywilizowane rejony wcale nie jest taki prosty, bo formalności, które trzeba załatwić ciągną się często miesiącami i pochłaniają znaczną część czasu, który mamy na przygotowanie wyprawy. Chociażby te dwa czynniki, a znajdzie się jeszcze masa innych, sprawiają, że osób które wyruszą na podbój świata motocyklem jest bardzo mało.
Nasze wakacje niestety wyglądają nieco inaczej i często kończy się na tym, że kilka dni przed wyjazdem motocykl ląduje w serwisie na przegląd, wieczorem się pakujemy, a następnego dnia rano wklepujemy w GPS-a miasto do którego mamy dojechać. Najdalej jak się zapuścimy w teren to szutrowa droga prowadząca do wybrzeża morza, gdzie się wykąpiemy. Tak się składa, że z doświadczenia wiem, że do tego typu wyjazdów nie potrzeba ciężkiego enduro.
Zobacz też: Zakup używanego motocykla
Dlaczego te sprzęty są takie drogie? Znowu posłużę się przykładem BMW, bo jest to chyba najpopularniejszy model i np. w Szwajcarii najlepiej sprzedający się motocykl w ogóle. Nie dość, że są to sprzęty pancerne, chodź tu też już powoli się zmienia, to posiadają taką masę dodatków, że nawet inżynierowie z NASA zachodzą w głowę do czego te przyciski służą. Na pokładzie mamy takie systemy jak ABS, ASC (kontrola trakcji) i ESA czyli elektroniczną regulację zawieszenia. Oprócz tych systemów, mamy jeszcze gruby katalog akcesoriów, zaczynając od RDC czyli kontroli ciśnienia w oponach, po chromowany wydech, no i to wszystko do motocykla, który teoretycznie ma się taplać po siedzenie w błocie, a jeżeli zajdzie potrzeba to pojechać na skisłym mleku. Kusząc się na większość akcesoriów, które są w terenie niezbędne jesteśmy wstanie prawie podwoić wartość motocykla. Tylko czy inwestując tyle kasy nie szkoda będzie nam wyruszyć nim w teren? Dla osób, które nie zdecydują się na prawdziwy off-road proponuje błoto w sprayu, które będzie można równie łatwo nanieść, jak i zmyć.
Zobacz też: Honda CBR
Dla kogo więc taki sprzęt?
Sam sobie zadaje to pytanie za każdym razem, kiedy widzę turystyczne enduro na ulicy. Nie można im odmówić komfortu podróżowania i podwyższonych zdolności terenowych, jednak kiedy nie masz zamiaru zapuszczać się do Mongolii, przemierzać Sahary, czy przejechać przez Ural, to jest masa, ale to naprawdę masa sprzętów, które lepiej sprawdzą się w mieście i na autostradzie.
Nie odmawiam także endurakom uroku i niepowtarzalnego klimatu, jednak ich realne wykorzystanie w terenie przez przeciętnego motocyklistę ogranicza się do jazdy po szutrach, duktach leśnych i mniej utwardzonych drogach. Jeżeli nie jesteśmy prawdziwymi „pro” to po prostu poniesiemy sromotną porażkę w cięższych warunkach. Niemniej jednak rynek tego segmentu stale się powiększa i rośnie rzesza miłośników tego typu sprzętów.
Tak jak SUVy, które mają łączyć cechy luksusowych limuzyn i terenówek, tak i motocyklowe ciężki enduro są wyznacznikami statusu w niektórych kręgach. Fakt, że większość z tych maszyn nie zjechała nigdy z asfaltu odgrywa tutaj już drugorzędną rolę.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.