Test Lexus IS-F: Osiem garów adrenaliny
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Osoby, które nie interesują się motoryzacją pewnie nawet nie wiedzą, że kojarzony wyłącznie z eleganckimi limuzynami (głównie ekologicznymi) Lexus, produkuje prawdziwie sportowe auto. Nie jakąś nieco mocniejszą wersję ze stylistycznym pakietem, ale godnego rywala dla BMW M3. Jako baza do budowy sportowego japończyka posłużył model IS. Dynamiczny design widoczny już w podstawowej wersji tego sedana ułatwił stylistom zadanie. Dodano do niego potężne koła na specjalnych felgach, zastosowano poszerzone progi i boczne wloty powietrza przy błotnikach, a z tyłu poczwórny wydech. Model 2011 charakteryzują też dzienne „ledy” w kształcie litery L.
REKLAMA
Niewielkie zmiany w stosunku do „cywilnego” IS-a znaleźć można także we wnętrzu. Czuć mocniejsze profilowanie foteli, które dobrze obejmują ciało kierowcy. Jest też inny kolor wykończenia elementów tunelu środkowego. Zmieniona, niewielka kierownica ma niebieskie wstawki, logo F oraz srebrne łopatki do zmiany biegów. W ubiegłorocznej edycji IS F-a znajdziemy także inny zestaw zegarów. Dotychczas nie różnił się on od tego z podstawowej wersji modelu, teraz składa się z ogromnego, centralnego obrotomierza oraz malutkiego prędkościomierza z prawej strony. Jest też wskaźnik paliwa, temperatury silnika oraz oleju. To wszystko. Prosto i czytelnie.
Zobacz też: Opinie kierowców o Lexusie IS-F
REKLAMA
IS F jest autem czteroosobowym. Miejsce środkowego pasażera tylnej kanapy zajmuje plastikowa „blokada”, zaopatrzona w logo modelu. Jest też centralny podłokietnik. Dzięki temu z tyłu mamy dwa odpowiednio wyprofilowane miejsca dla żądnych wrażeń pasażerów. Z przodu, podobnie jak w każdym IS-ie, miejsca jest wystarczająco dużo. Ergonomia również bez zarzutu. Wyższym kierowcom może przeszkadzać nisko poprowadzona linia dachu. Trzeba uważać na głowę przy wsiadaniu i wysiadaniu. Z tyłu dwie osoby usiądą wygodnie, pod warunkiem, że nie będą zbyt wysokie. Plus za ukształtowanie kanapy i mięsiste „boczki”.
Najważniejsze jest jednak to, co pod maską. Bulgocze tam boskie V8. Właściwie w dobie coraz to nowych, ekologicznych pomysłów - ten silnik w ogóle nie powinien istnieć. Nie chcę być złym prorokiem, ale wydaje mi się, że wcześniej czy później również on podzieli los wszystkiego, co przyjemne w świecie motoryzacji. Tymczasem cieszmy się tym, że jest i radośnie daje o sobie znać spod maski IS F-a. Pięć litrów pojemności przywodzi na myśl amerykańskie konstrukcje z tamtejszych Muscle Cars. Auto równomiernie przyspiesza do niemal dowolnych prędkości, korzystając przy tym z zakresu poniżej 2 tysięcy obrotów! Robi to duże wrażenie, bo gdy delikatnie obchodzimy się z pedałem gazu praktycznie nigdy nie przekroczymy tej wartości. Dźwięk jest wtedy głęboki, basowy i choć stosunkowo głośny – wyjątkowo kulturalny. Jeśli jednak mocniej wdepniemy gaz i zbliżymy się do granicy 4 tysięcy obrotów, usłyszmy donośny ryk.
Zobacz też: Znamy ceny nowego Lexusa GS
Aby na wyświetlaczu zobaczyć 100 km/h potrzeba 4,8 sekundy, ale auto rwie do przodu w takim tempie, że podwojenie tej wartości na niemieckiej autostradzie, zajmuje dostawnie moment. IS F ani na chwilę nie dostaje zadyszki. Prędkość maksymalna została elektronicznie ograniczona do 270 km/h. Ot, tak aby nie jechać zbyt szybko. Na pochwałę zasługuje też świetny, 8-biegowy automat. Działa płynnie i niezwykle sprawnie. Kiedy trzeba, pozwala jechać na czwórce przy 30 km/h. Kiedy chcemy, umożliwia szaleńczą gonitwę do końca skali obrotomierza. Ma też sportowy tryb pracy, uruchamiany przyciskiem na kierownicy. Spalanie? Jeśli chcecie kupić IS F-a musicie być przygotowani na to, że będziecie po imieniu ze wszystkimi pracownikami okolicznych stacji benzynowych. Zasięg na jednym zbiorniku nie przekracza bowiem 300 km, ale tylko wtedy, gdy nie staramy się korzystać z pełni możliwości tego auta non stop. Czy jednak ma to dla kogoś jakiekolwiek znaczenie?
Jeśli przejedziecie się „zwykłym” IS 250 oraz IS F-em, od razu poczujecie różnicę. Inna praca układu kierowniczego, inne zawieszenie. Taki sam jest za to napęd na tył, który z jednej strony daje możliwość driftu niemal w dowolnym momencie, z drugiej, powoduje ciarki na plecach, gdy kierowca zda sobie sprawę, że 423 konie to nie żarty. Wciskając mocno gaz przy niewielkich prędkościach, czuć jak elektronika szarpie tyłem, starając się uniemożliwić mu ucieczkę z obranego tory jazdy. Jest jednak możliwość dezaktywacji elektronicznych kagańcow...
Zobacz też: Lexus LF-LC
IS F to bardzo dobre auto. Trudno znaleźć w nim wady, a nawet gdyby jakieś były, ilość frajdy jaką dostarcza skutecznie utrudnia ich zauważenie. Funkcjonalność zwykłego IS-a oraz osiągu znane z Porsche 911 – to krótka opinia o tym aucie. Kosztuje niemal 340 tysięcy złotych. Jego bezpośredni konkurent, czyli BMW M3 jest nieco tańsze. Ma za to niemal identyczną moc przy nieco mniejszej pojemności silnika. Parę lat temu telewizyjny Top Gear porównywał oba auta na torze. Rywalizacja była zażarta, ale według Clarksona i jego kolegów wygrało M3. Wierzcie mi, że gdy zasiądziecie za kierownicą sportowego Lexusa, nie będziecie o tym pamiętali.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA