Test Ford Grand C-MAX 1.6 TDCI: Mars atakuje
REKLAMA
REKLAMA
Mars to nie tylko jedna z planet naszego Układu Słonecznego. To również nazwa lakieru, jaki mogą wybierać klienci decydujący się na Forda C-MAXa. Zarówno w krótkiej, jak i przedłużonej wersji. Poprzednia generacja tego auta dostępna była bowiem tylko z jednym rodzajem nadwozia. Teraz producent zdecydował się na wprowadzenie dwóch odmian. Większa z nich zyskała przydomek „Grand”. Zmiany nie kończą się jednak na dłuższej karoserii. Od słupka B to zupełnie inne auto. Tradycyjna druga para bocznych drzwi, ustąpiła miejsca konstrukcji szynowej. Zmianom uległy też tylne lampy oraz ukształtowanie blach wieńczących rodzinnego Forda.
REKLAMA
Zobacz też: Opinie kierowców o Fordzie C-Max
Przednia część kabiny Grand C-MAXa jest identyczna z tą pochodzącą z krótszego brata. Idąc dalej - wygląd kokpitu jest mocno zbliżony do tego z nowego Focusa. Wyższa pozycja za kierownicą wymusiła jednak inne ukształtowanie konsoli centralnej. Z przodu podróżuje się bardzo wygodnie. Pozycja za kierownicą jest znakomita, a miejsca jest pod dostatkiem. Najważniejsze w tym aucie są jednak rozwiązanie zastosowane w drugim i trzecim rzędzie siedzeń. Grand C-max jest bowiem autem siedmioosobowym.
Zobacz też: Test Ford Focus 1.6 Ecoboost: W stronę perfekcji
Kiedyś wzorem funkcjonalności wnętrza rodzinnego vana był Opel Zafira. Dziś technologia chowania siedzeń ostatniego rzędu pod podłogą bagażnika, jest już powszechna (choć wciąż nie u wszystkich producentów). W C-MAXie szóste i siódme siedzenie doskonale zna zabawę w chowanego, ale pomysłowe rozwiązanie dotyczą też drugiego rzędu. Środkowy fotel da się złożyć i schować pod siedzenie tego z prawej strony. Dzięki temu mamy dwa pojedyncze fotele oraz sporą przestrzeń pomiędzy nimi. Jeśli autem jadą dorośli, nie dotykają się łokciami. Jeśli na pokładzie są dzieci – mogą przejść do trzeciego rzędu bez składania foteli. W przednich oparciach znajdziemy rozkładane stoliki, a w boczkach przesuwanych drzwi – wydatne uchwyty na napoje. Niestety, gdy w drugim rzędzie jada trzy osoby, miejsca na kubki wbijają się w kolana zewnętrznych pasażerów.
Zobacz też: Test: Toyota RAV4: weteran klasy SUV
Jeśli nie korzystamy ze składanych foteli trzeciego rzędu – do dyspozycji jest 719 litrów bagażnika. To o 53 litry więcej niż w „zwykłym” C-MAXie. Rozkładając szóste i siódme siedzenie umożliwimy podróż dwójce dzieci. Nie ma co spodziewać się tam rekordowej przestrzeni na nogi. Ot, kompaktowy standard dla siedmioosobowych aut tej wielkości. Ciekawostką są jednak zagłówki, które wysuwają się na ponadprzeciętną wysokość, sugerując, że nie tylko niskie osoby mogą jechać w bagażniku rodzinnego Forda. Ktokolwiek by tam nie podróżował, będzie miał do dyspozycji zamykane schowki oraz miejsce na napój.
Zobacz też: Kia Sportage: nie dla nudziarzy
Ford Grand C-MAX ma wszystkie zalety swojego krótkiego brata, rozszerzone o dwa dodatkowe miejsca lub więcej przestrzeni bagażowej i kilka bonusowych schowków. Ma też elektrycznie otwierane boczne drzwi i tylna klapę (wszytko z miejsca kierowcy). Stylistyka to rzecz gustu. Mnie bardziej podoba się krótka wersja, ale z drugiej strony - nie sposób nie docenić zalet Granda. Cena dłuższej odmiany jest wyższa od „zwykłego” C-MAXa o 2800 lub 3000zł, w zależności od wybranego silnika i wyposażenia. Najtańszego Granda kupimy za 69 350zł. Takie auto jak nasza testówka, zaopatrzone w dobrze znanego diesla o pojemności 1.6 i mocy 115 koni (pisaliśmy o nim przy okazji testu C-MAXa i Focusa) oraz wyposażenie Titanium, to wydatek 92 550zł. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie zdecydujemy się na jakieś opcje.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.