Test Suzuki Swift: Ważne, że bez turbo
REKLAMA
REKLAMA
Nadwozie nowego Swifta zostało zaprojektowane od nowa. Ma podobną linię, ale konstrukcja jest zupełnie inna, co można zauważyć chociażby w okolicy styku drzwi z dachem. Kiedyś ich górne końce zachodziły na dach, teraz chowają się pod nim. Przebudowana dogłębnie karoseria jest teraz sztywniejsza i lżejsza, a jej wygląd pozostał świeży. Jest większa atrapa chłodnicy, większe lampy i lusterka. Przedni słupek pozostał czarny, tak jak i drugi.
Wnętrze jest nawet bardziej klasyczne, niż we wcześniejszej wersji, której panel środkowy nie był wyodrębniony z deski rozdzielczej i przypominał kawałek domowej wieży muzycznej. Teraz natomiast układ wyświetlacza, klawiszy i pokręteł jest taki, jak w większości aut konkurencji, choć umieszczone są wszystkie stosunkowo wysoko. Proste radio ma czytelny wyświetlacz i obsługuje 6 głośników, które całkiem dobrze dają sobie radę. Plaskiki i tapicerka są niezłej jakości, porządnie zmontowane, utrzymane w ciemnej tonacji. Gdzieniegdzie pojawia się tylko srebrny akcent w postaci paska czy obwódek zegarów.
REKLAMA
Zobacz też: Opinie kierowców o Suzuki Swift
REKLAMA
Fotele mają dobre trzymanie, także na siedziskach, które są przyjemnie długie. Kierownicę można ustawiać tylko w płaszczyźnie góra-dół, ale sprawę załatwia duży zakres regulacji wysokości fotela, przy którego maksymalnym podniesieniu i tak pozostaje sporo miejsca nad głową. Jest sporo schowków – ten przed pasażerem ma nad sobą jeszcze półkę, którek kawałek jest też przed kierowcą. Są kieszenie we wszystkich drzwiach, nawet z tyłu mieszczące duże butelki. Przed dźwignią zmiany biegów mamy głęboką niszę, na której dnie jest wejście 12V i gniazdo USB, więc tu możemy umieścić jakiś przenośny odtwarzacz mp3. Dodatkowo nad kokpitem jest ledwie widoczny zamykany schowek na cenne drobiazgi.
Miejsca na tylnej kanapie nie ma dużo, ale sprytnie ukształtowane tyły foteli uwalniają nieco cennej przestrzeni, więc nawet wysokie osoby będą miały gdzie schować kolana. Oczywiście w dłuższej trasie może to się okazać niewygodne, ale dla dwóch z trzech przewidzianych osób całkiem znośne. Bagażnik nie jest bardzo duży (od 211 do 892 litrów bez płaskiej podłogi), o czym świadczy chociażby jego półka nie wyposażona w żadne cięgna, czyli z koniecznością podnoszenia jej ręką i blokowania w pionowej pozycji. Mnie nieprzyzwyczajonemu zdarzało się co najmiej raz dziennie zapomnieć jej położyć po wizycie w bagażniku, a że zasłania ona wtedy całkowicie widok do tyłu, to musiałem zatrzymywać się i ją poprawiać, co nie było łatwe na ruchliwej drodze.
Zobacz też: Test Suzuki Jimny: quad z kabiną
REKLAMA
Sercem nowego Swifta jest całkowicie nowy silnik benzynowy o pojemności 1249 centymetrów sześciennych. Ma 4 cylindy, zmienne fazy rozrządu, 94 konie mechaniczne przy 6000 obrotów i 118 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego przy 4800 obrotów. Oczywiście jest to motor wolnossący, a więc moc z niego uzyskana jest imponująca. Analizując powyższe parametry można dojść do wniosku, że lubi wysokie obroty. Rzeczywiście, do 3000 obrotów nic wielkiego się nie dzieje, ale powyżej wciska w fotel i zaczyna nieźle brzmieć. Utrzymując wskazówkę obrotomierza w górnym zakresie można liczyć na sportową jazdę, oczywiście okupioną wyższym niż katalogowe, ale i tak zadowalającym spalaniem wynoszącym średnio 6.7 litra. Tyle w czasie testu pokazywał komputer pokładowy.
Zawieszenie sprytnego Suzuki jest podobnie jak silnik sportowe, choć nie przesadnie twarde, bo na dobrej nawierzchni nie czuje się w kabinie jego pracy. Na dziurawej drodze poczucie większej twardości zapewniają niskoprofilowe opony, które same są dość twarde, bo były to zimowe Pirelli, które kochają równe drogi, za to nienawidzą głębszego śniegu. W szybko pokonywanych zakrętach Swift wykazuje lekką nadsterowność, którą delikatnie maskuje system ESP. Dynamiczną jazdę ułatwia szybki i precyzyjny układ kierowniczy, który powoduje, że ma się wrażenie, iż auto szybciej skręca, niż kierowca zacznie poruszać kierownicą. Hamulce są odporne na ekstremalną jazdę, chociaż układ ABS dość nerwowo reaguje na bardzo śliskie nawierzchnie.
Zobacz też: Test Suzuki Kizashi: Zamach na przeciętność
Subkompaktowe Suzuki może być wygodnym i sprawnym miejskim samochodzikiem, albo autem dla młodej rodziny. Jego najwięksi konkurenci, to bardziej jajowatych kształtów Opel Corsa i Toyota Yaris oraz dość podobna Skoda Fabia. Swift wyróżnia się jednak ciekawą linią nadwozia, w której pobrzmiewa klasyczna, japońska nuta. Testowana wersja Premium kosztuje 50900 zł, ale najtańsze trzydrzwiową Club można mieć za 41900 zł, czyli o 500 złotych więcej, niż za Fabię 1,2 TSI 85 KM. Jednak Swift wygrywa w raportach awaryjności Dekry. Ważne, że Suzuki.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA