KIA Venga - K(illed) I(n) A(ction)
REKLAMA
REKLAMA
Cała sytuacja zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w 2007 roku kiedy to do sprzedaży trafił model o koszmarnej nazwie Cee’d. Szybko okazało się, że tylko nazwa była kiepska – cała reszta zasługiwała na uznanie. Auto było ładne, dobrze wykończone, wyposażone niemal we wszystko czego potrzebuje kierowca (i to w standardzie) a poza tym miało bardzo atrakcyjną cenę. No i 7 lat gwarancji!!! Tak długi okres gwarancyjny był sygnałem, że koreańczycy zmieniają swoją politykę.
REKLAMA
Przed bitwą - rys historyczny
REKLAMA
Przed 2007 rokiem auta marki KIA rozpadały się w 24 godziny po upłynięciu terminu gwarancji (tyle wytrzymywał klej użyty w plastrach spajających całą konstrukcję). Gdyby model Carnival miał 7-letnią gwarancję (zamiast rocznej) to firmie taniej by go było wymieniać co roku na nowy. W tym aucie po kilka razy psuły się nawet te części, które nie mogły się zepsuć ze względu na prawa fizyki!
KIA Cee’d wyprzedziła wszystkie wcześniejsze konstrukcje koreańskiego producenta o całe lata świetlne. I znalazło to natychmiast odbicie w wynikach sprzedaży – auto stało się bardzo popularne. Kolejne modele utrzymywały nowy kurs – podobały się, były dobrze wyposażone, miały atrakcyjną cenę i baaaaaardzo długo gwarancję. Dlatego też chętnie skorzystałem z możliwości przetestowania nowego produktu koreańskiej firmy – modelu KIA Venga.
Szkolenie - pierwszy kontakt
Pierwsze wrażenie – bardzo dobre. Nie należę do zwolenników mikrovanów (a do tej kategorii zaliczyłbym testowane auto), ale sylwetka Vengi jest proporcjonalna i może się podobać. Auto wygląda całkiem dynamicznie pomimo tego, że jest bardzo wysokie. Co ważne, samochód podoba się paniom – a to one są głównym odbiorcą tego auta (przynajmniej w bogatszych krajach, bo u nas Venga często będzie jedynym autem w rodzinie).
Zobacz również: Kia Pop: trzyosobowy mieszczuch
REKLAMA
We wnętrzu jest równie dobrze (przynajmniej na pierwszy rzut oka). Po pierwsze – w aucie wygospodarowano dużo przestrzeni na nogi i głowę - zarówno z przodu, jak i z tyłu (chociaż mój kolega o wzroście 205 cm narzekał, że dach jest za nisko). Wskaźniki są czytelne i ładnie podświetlone, rozmieszczenie wszystkich przycisków bardzo intuicyjne, nie trzeba też mieć IQ na poziomie Dody, by się domyślić do czego one służą (nawet gdyby okazało się, że oficjalne informacje zawyżyły nieco poziom inteligencji naszej gwiazdy).
Oglądając wnętrze pojawia się pierwszy zgrzyt. Plastiki są bardzo przeciętne a wypolerowana czerń na środkowej konsoli wygląda tandetnie. Tym niemniej za wnętrze auta należy się Kii wysoka ocena. Szczególnie jeśli za 4000 zł dokupicie sobie szklany, otwierany dach. To naprawdę uczciwa cena za tę opcję – ja w każdym razie dokupiłbym go na 100 %.
Wyjazd na front - wyposażenie
Pozycja za kierownicą typowa dla minivanów – siedzi się jak na krześle podczas stypy (niestety, podczas jazdy też możesz się poczuć jak na wspomnianej imprezie o czym napiszę nieco dalej). Pomijając jednak osobiste preferencje - najważniejsze, że taka pozycja nie męczy w dłuższej podróży. Nie ma też problemów z takim ustawieniem, fotela i kierownicy, by prowadzenie auta nie sprawiało żadnych kłopotów. Widoczność z miejsca kierowcy jest bardzo dobra, dodatkowe okna w przednim słupku zwiększają nasze pole widzenia.
Bagażnik typowy dla tej klasy. Dość duży (ponad 420 litrów) i ustawny - nie będzie żadnych problemów z wyjazdem na weekend w 4-osobowym składzie (no chyba, że Ty lub ktoś ze współpasażerów, nie rusza się z domu, jeśli nie przepakuje do walizek całej zawartości szafy).
Standardowe wyposażenie – to zaleta aut marki KIA. Pomijam tu najtańszą wersję Kii (za 39 900 zł), w której brakuje klimatyzacji, bocznych poduszek powietrznych, kontroli trakcji a nawet radioodbiornika. W chwili obecnej takie cenowe „wabiki” to norma na naszym rynku. Według mnie warto zainwestować nieco ponad 7 000 zł, by dostać auto wyposażone we wszystko czego potrzeba do przyjemnej jazdy (choć wciąż będzie ono pozbawione automatycznej klimatyzacji, aluminiowych felg no i oczywiście wspomnianego wcześniej przeszklonego dachu). Zdecydowanie odradzam zakup najdroższej wersji. Koszmarna „ekologiczna” tapicerka, „inteligentny” kluczyk oraz elektryczne składanie lusterek na postoju zdecydowanie nie są warte sporej dopłaty.
Do ataku! - test bojowy
A co jest warte dopłaty? Na pewno silnik 125 KM. Tym bardziej, że różnica w cenie to tylko 2,5 tysiąca złotych. Ja niestety musiałem jeździć wersją ze słabszym (90-konnym silnikiem). Ma on jedną wadę – auto nie przyśpiesza… Nie chodzi o to, że dynamika i elastyczność jest zbyt mała. Chodzi o to, że są to pojęcia, które w przypadku tego silnika nie występują. Wcale!!! Nieważne, na którym jedziesz biegu, czy obroty są wysokie czy niskie, czy w aucie jedziesz sam czy w 5 osób. KIA Venga z 90-konnym silnikiem benzynowym przyśpiesza wolniej od rowerzystów, furmanek i przechodniów na spacerach z psami.
Auto do 100 km/h przyśpiesza ponad 16 sekund (oficjalnie w niespełna 13 sekund, ale ten pomiar musiał być dokonany, gdy Venga leciała w przepaść). Nie ukrywam, że zmniejszyło to moją przyjemność z jazdy, ale uczciwie przyznaję, że mojej znajomej to nie przeszkadzało (inna sprawa, że ona nigdy jeszcze nie wrzuciła w aucie „czwórki”). W świetle powyższych faktów rozbawiła mnie możliwość wyłączenia kontroli trakcji. Fajnie, że jest ten przycisk tylko po co?
Zobacz również: Hatchback na zielono
Zawieszenie nie jest złe. Może jak na tego typu auto jest zbyt twarde (tym bardziej, że jak wspomniałem charakterystyka samochodu jest daleka od sportowej), ale pozwala na dość pewne prowadzenie wysokiego pojazdu. KIA Venga ani razu nie zaskoczyła mnie nieprzewidywalnym zachowaniem i to na pewno duży plus. Jednak ze względu na twarde zawieszenie wyszła na jaw jeszcze jedna wada Vengi. Na większych nierównościach, gdy auto podskakiwało, wszystko zaczynało głośno trzeszczeć. Ja wiem, że w tej kategorii cenowej jest to dość powszechne, ale ostatnie auta Kii (choćby Cee’d czy nowy Sportage) spowodowały, że stałem się w tym względzie bardziej wymagający.
W Vendze nie podobała mi się jeszcze jedna rzecz. Praca skrzyni biegów. Już dawno nie miałem do czynienia z autem, w którym biegi zmieniałoby się tak ciężko. Nie wiem na ile była to wina konstrukcji skrzyni a na ile pojazdu, którym jeździłem (miał on już za sobą ponad 20 000 km testowych jazd), ale w połączeniu ze wspomnianym już brakiem dynamiki spowodowało to, że Venga „poległa w akcji” (angielski skrót to nomen omen KIA).
Po bitwie - K.I.A. ?
Czy pomimo wad poleciłbym komuś Vengę? Tak. To auto może spodobać się osobom, które szukają auta wygodnego, nieźle wyposażonego, stosunkowo taniego w zakupie i utrzymaniu (7 lat gwarancji ograniczy koszty eksploatacji). Samochodu do użytkowania w mieście oraz do niezbyt długich rodzinnych wyjazdów (pamiętaj – jeśli w drodze przewidujesz konieczność jakiegokolwiek wyprzedzania – kup wersję z mocniejszym silnikiem). I choć ta wersja Kii nie przypadła mi do gustu wciąż uważam auta koreańskiego producenta za bardzo atrakcyjną ofertę dla polskich kierowców.
REKLAMA
REKLAMA