Jak stosować zasadę ograniczonego zaufania w praktyce?
REKLAMA
REKLAMA
Obowiązujący od wielu lat system szkolenia i egzaminowania kierowców powoduje, że ogromna większość z nich uczy się zasad ruchu drogowego całkowicie bezmyślnie. Mamy więc na naszych drogach miliony kierowców znających jedynie kilka najważniejszych i oczywistych przepisów, za to często nieświadomych istnienia innych, normujących rzadziej w życiu spotykane sytuacje. Mamy także takich, którzy hołdują zasadzie, zapożyczonej od kryminalistów: „Prawo jest po to, aby je omijać”.
REKLAMA
Zobacz również:Czy szybki samochód może być bezpieczny?
REKLAMA
Wiedza o tym, że inni kierowcy mogą nie znać lub celowo nie stosować się do sporej części przepisów, pozwala na podejmowanie odpowiednich kroków dla zapewnienia sobie i swojemu pojazdowi maksimum bezpieczeństwa. Należy więc przed ruszeniem w każdą, nawet bardzo krótką trasę założyć, że przynajmniej co drugi kierowca nie powinien nigdy zasiadać za kierownicą. Oznacza to, że trzeba usuwać się im z drogi, trzymać od nich jak najdalej i w żadnym wypadku nie egzekwować swoich praw na siłę, o ile może to wiązać się z zaistnieniem sytuacji konfliktowej, niezrozumiałej dla pirata drogowego.
Przed wielu laty dobrzy, zawodowi kierowcy powtarzali do znudzenia młodszym kierowcom rzekomą treść epitafium na jednym z nagrobków „Tu spoczywa kierowca, który miał pierwszeństwo przejazdu i chciał z niego skorzystać”. Słowa te powinien zapamiętać każdy bez wyjątku kierowca jako nieco makabryczną postać zasady ograniczonego zaufania do innych użytkowników drogi.
Brak zaufania do innych nie może jednak przybierać postaci karykaturalnej. Zakładając, ze każdy bez wyjątku kierowca dybie na całość naszego pojazdu i na nasze zdrowie należałoby w ogóle nie wyjeżdżać z podwórka lub garażu. Jeżdżąc, trzeba opanować niełatwą sztukę znajdowania optymalnego wyjścia z każdej sytuacji, jaka może mieć miejsce na drodze. Tak więc gdy drogą podporządkowaną zbliża się szybko do skrzyżowania inny pojazd, lepiej dać mu możliwość swobodnego przejechania niż oczekiwać, że w ostatniej chwili jego kierowca oprzytomnieje i zahamuje. Podobnie jest w sytuacji, w której zapala się nam zielone światło. Należy upewnić się, czy z prostopadłej drogi nie wyjeżdża właśnie ktoś, kto zignorował czerwony sygnalizator.
Zobacz również:Dlaczego nie należy jeździć „na luzie”?
Na skrzyżowaniu z ruchem kierowanym należy odczekać, aż zjadą z niego ci, którzy nie odróżniają światła czerwonego od zielonego. Nie wolno zakładać, że po zapaleniu się światła żółtego pojazdy zahamują i zatrzymają się. Na 1000 kierowców aż 999 wbrew obowiązującemu prawu przyspieszy, zamiast hamować. Takich typowych dla polskich dróg przykładów bezmyślnego tworzenia sytuacji niebezpiecznych są setki.
REKLAMA
REKLAMA