Dostał 6000 zł kary za parkowanie w SPP. Jak to w ogóle możliwe?
REKLAMA
REKLAMA
- Przez 20 dni uzbierało się 6000 zł kary za parkowanie w SPP
- Czy kierowca dostanie "rabat" na kary za parkowanie w SPP?
- Nie może być tak, że informacja o karze jest wysyłana po miesiącu
Pierwsza godzina parkowania w strefie płatnego parkowania w Warszawie kosztuje 4,5 zł. Mandat za brak ważnego biletu w SPP to z kolei równe 300 zł. Jak to jest zatem możliwe, że pewien mieszkaniec stolicy musi zapłacić opłatę karną wynoszącą 6000 zł? Zadecydował o tym prosty fortel.
REKLAMA
Przez 20 dni uzbierało się 6000 zł kary za parkowanie w SPP
REKLAMA
Historię warszawskiego kierowcy opisało TVN Warszawa. Zaczęła się ona od tego, że kierujący korzystał z rocznego abonamentu mieszkańca. Ten kosztuje 30 zł. Niestety kierujący zapomniał o wznowieniu "subskrypcji". O wyczerpaniu abonamentu przypomniało mu dopiero wezwanie dotyczące 20. kar za parkowanie. 20. kar wystawionych przez 20 dni roboczych z rzędu. Tak właśnie uzbierała się kwota na poziomie 6000 zł. Kwota, którą kierowca prawdopodobnie będzie musiał opłacić.
Czemu właściciel pojazdu dostał wezwanie pocztą, a kontrolerzy nie zostawili informacji o karze za wycieraczką pojazdu już pierwszego dnia? Odpowiedź jest prosta. Bo parkowanie bez biletu zostało ujawnione przez samochód dokonujący zdalnego badania na podstawie kamery czytającej tablice. Czemu pocztą przyszło tyle kar, a nie były one dostarczane systematycznie? ZDM tłumaczy się winą procedury, ale też i opieszałością pocztowców.
Czy kierowca dostanie "rabat" na kary za parkowanie w SPP?
REKLAMA
6000 zł kar za parkowanie zamiast 30 zł rocznego abonamentu robi potężną różnicę. Kierowca postanowił zatem powalczyć o obniżenie wysokości kary. Przyznaje się do winy, rozumie, że popełnił błąd, ale liczy na wyrozumiałość władz miasta. Bo wysokość kary nie jest współmierna do przewinienia. Tym bardziej że zdjęcia były wykonywane przez równy miesiąc. Dopiero po miesiącu w skrzynce pojawiło się powiadomienie. Wyrozumiałości ZDM jednak w tej sprawie nie będzie...
W rozmowie z redakcją TVN Warszawa rzecznik ZDM – Jakub Dybalski wyjaśnił, że "powtarzają się w mediach społecznościowych historie, że ktoś zapomniał, że mu się skończył abonament. Równie dobrze można wyjaśniać, że jechało się autobusem bez biletu, bo pasażer zapomniał, że mu się skończył bilet miesięczny albo kwartalny. Nie słyszałem, żeby ktoś uważał, że to powód do cofnięcia kary. A na pewno, żeby ktoś takie tłumaczenie traktował poważnie".
Nie może być tak, że informacja o karze jest wysyłana po miesiącu
Powyższe stanowisko oznacza dwie rzeczy. Pierwsza jest taka, że kierowca na "rabat" nie może liczyć. Może zapłacić karę, nie zapłacić jej i czekać na komornika, albo iść do sądu. W sądzie jednak pewnie dużo nie ugra. W końcu kara została wystawiona legalnie, a samo popełnienie czynu jest niezaprzeczalne. Będzie miał po prostu wyjątkowo kosztowną nauczkę. W przyszłości raczej już nie zapomni o płatności za abonament.
Drugi wniosek jest taki, że być może słowa rzecznika ZDM są wynikiem wcześniejszych prób oszustwa, bije z nich jednak absolutny brak empatii. Nawet jeżeli Pan Jakub chciał zabrzmieć stanowczo, mógł uważniej dobierać słowa. A tak wykazał się impertynencją na poziomie ekspedientki ze sklepu PSS w czasach PRL-u. Dodatkowo sprawa poza bezczelnością rzecznika ZDM pokazuje jeszcze jedno. Pokazuje konieczność zmian procedur. Nie może być tak, że kontrolerzy przez miesiąc wystawiają kolejne kary i nie informują o tym kierowcy. Takie gromadzenie mandatów i wysyłanie ich hurtem powinno być niedopuszczalne.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.