Jak dostać się na wulkan Reventador - relacja

REKLAMA
REKLAMA
Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami…
REKLAMA
Dawno, dawno temu na pewno za siedmioma górami i siedmioma rzekami, gdzieś na wschodnich stokach Andów dziś porośniętych dżunglą narodziła się bestia. I mieszka tam do dziś. A tym, którzy o niej zapomnieli – przypomina o swym istnieniu strasznym rykiem, ogniem, kłębami dymu i tonami popiołu – jak chociażby w sierpniu i listopadzie 2009 roku.
Bestia Reventador
Bestia nazywa się Reventador. Ten bajkowy początek wydał mi się najbardziej trafny, dla opisania naszej podróży na wulkan Reventador (3485 m n.p.m.). Po pierwsze dlatego, że to spora jak na malutki Ekwador odległość do pokonania. Po drugie wymaga zjechania z uczęszczanej turystycznie trasy jaką jest biegnąca wzdłuż łańcucha Andów Panamericana. No i pokonać trzeba te przysłowiowe siedem gór i rzek (w rzeczywistości jest ich jeszcze więcej) w tym przełęcz leżącą powyżej czterech tysięcy metrów nad poziomem morza, by dotrzeć do rejonu zwanego Alta Amazonia.
Alta Amazonia
To piękna górzysta kraina z wieloma wodospadami, ale porośnięta już gęstym wilgotnym lasem. I to właśnie dżungla jest ostatnią, ale jakże trudną do pokonania przeszkodą w drodze na wulkan. Ale o tym za chwilę. Agencje w Quito oferują wycieczkę na Reventador w połączeniu z termami w Papallacta za kosmiczną sumę, zrobiliśmy to sami za kwotę wielokrotnie niższą. Ruszamy z Quito drogą na wschód do leżącego w dżungli Lago Agrio. Po pięciu godzinach wysiadamy w miejscowości El Reventador, w której jak informują nas miejscowi – nie ma gdzie nocować. Musimy wrócić kawałek drogą, którą przyjechaliśmy. Znajdujemy nocleg w hostalu o nazwie… o dziwo Reventador.
Pieszo po prowiant
Znajdujemy przewodnika. Po konsultacjach telefonicznych z ludźmi, monitorującymi aktywność wulkanu, stwierdza, że do krateru dojść nie możemy. Trudno. Następnego dnia wychodzę na drogę, by złapać bus ponownie do wioski Reventador by kupić jedzenie – na wulkan ruszamy o 12. w południe. Kiedy po 20 minutach nic nie jedzie, postanawiam iść na pieszo. Te kilkanaście kilometrów na tej wijącej się serpentynami drodze przekłada się na dwie godziny marszu w górę i w dół na przemian. Ale najgorsze okazują się wałęsające się przy drodze psy, które co jakiś czas doskakują do mnie, gwałtownie ujadając. I na nic piękne widoki na rzekę w dole, wzgórza porośnięte dżunglą i piękne orchidee przy drodze…
Droga przez dżunglę
Ale przejdźmy do naszego małego czyśćca, jakim okazała się droga przez dżunglę. Stromo, gorąco i MOKRO! Pamiętam z trudem wyciągane z błota nogi, świst maczety przewodnika i spadające mi na plecy i głowę liście, chaszcze, robale. Przyjemny zapach świeżo ściętych roślin na przemian z zapachem zgnilizny. Kiedy zatrzymywaliśmy się by odpocząć, charakterystyczne bzyczenie moskitów podrywało nas do marszu. Cienka podeszwa gumowców też mocno dała nam się we znaki na kamieniach i korzeniach, a do tego zdarzył się nam całkiem sporej wielkości czarny wąż, który za żadne skarby nie chciał nas przepuścić.
Sprawdź: Tabele klimatyczne
Wulkan w całej okazałości
REKLAMA
Kiedy już wyszliśmy powyżej dżungli – odetchnęliśmy. Jeszcze pół godziny do obozu na granicy kaldery wulkanicznej. Po raz pierwszy widzimy wulkan w całej okazałości. Wielki szarobury, wyrastający z zieleni z czarnymi korytami po spływającej lawie. Wokół stożka nikła zieleń, poprzecinana ogromnymi rzekami stygnącej i parującej czarnej lawy. Przewodnik pokazuje nam kolejne i podaje daty erupcji.
Rozbijamy namiot i kładziemy się spać. Jakby obok niedźwiedzia czy innego wielkiego stwora. Co chwila słyszymy grzmoty przypominające burzę i pomruki dochodzące z wulkanu. Kiedy wszystko się uciszyło, albo to my przywykliśmy na równe nogi zerwał nas krzyk przewodnika: „Chicos invasion!!!” Mrówki dosłownie przeżarły nam podłogę w namiocie, a z pokrowca zrobiły sito. Jeszcze takich bestii nie widziałem.
Zobacz też: Informacje o Ekwadorze
Za to poranek uraczył nas pięknym widokiem na wulkan i okolice oraz pozwolił na spacer na zastygającą rzekę lawy z zeszłego roku, by wysuszyć przemoczone ciuchy… A później cóż… odpokutować kolejne grzechy w drodze przez dżunglę w dół.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA