Test Honda Accord 2.0 Lifestyle: Zmiany na wschodzie
REKLAMA
REKLAMA
Zmiany w Accordzie sprawiają, że auto jest bardziej dopracowane, a nie diametralnie odmłodzone. Osoby, które motoryzację traktują jako zło konieczne, pewnie nie odróżnia wersji sprzed i po liftingu. Wprawne oko dostrzeże jednak nowy grill oraz zmienione przednie reflektory, które teraz maja minimalnie innych kształt, a zamiast pomarańczowych – białe kierunkowskazy (do tej pory to cecha wersji Type S). Inne są także tylne lampy. Maja teraz czerwoną barwę szkła. W ofercie pojawiły się również nowe kolory lakierów – na przykład taki, jak widoczny na zdjęciach. Przy okazji zmian, producent nie zdecydował się na zastosowanie popularnych świateł do jazdy dziennej, które zapalałyby się równocześnie z zapłonem. Trzeba pamiętać o każdorazowym przekręceniu włącznika.
REKLAMA
Zobacz też: Opinie kierowców o Hondzie Accord
REKLAMA
Także wnętrze Accorda zyskało symboliczne zmiany. Pojawiło się niebieskie podświetlenie przestrzeni wokół nóg kierowcy i pasażera. Innych, ciemniejszych materiałów, użyto do wykonania niektórych elementów kokpitu. Nadal brakuje jednak seryjnej nawigacji. Poza tym same plusy. Wygodne przednie fotele, w których nawet kilkusetkilometrowa podróż, wykonana „na raz” - nie męczy. Świetna ergonomia i pozycja za kierownicą. Wystarczająco przestronna kabina, choć niektórzy narzekają na zbyt małą ilość miejsca na tylnej kanapie. Pod tym względem Honda Acocord nie dorównuje Superbowi, ale chyba nie takie jest jego zmierzenie. Tu liczy się głównie kierowca, a ten będzie z Hondy zadowolony.
Pod maską bez zmian. Testowany egzemplarz napędzany był 156-konnym benzyniakiem o pojemności dwóch litrów. Mimo, że w ofercie są jeszcze dwie jednostki, to właśnie ten silnik wydaje się najlepszym wyborem do Accorda. Zapewnia wystarczające osiągi zarówno w mieście, jak i na trasie, a przy okazji jest wyjątkowo oszczędny. Poza miastem, przy równomiernej (ale nie przesadnie wolnej)jeździe, udawało się uzyskać wynik na poziomie 6,5 litra na setkę. Motor połączono z sześciobiegową, manualną skrzynią. Mam wrażenie, że po liftingu jej lewarek pracuje nieco lżej. W każdym razie niezmiennie jest ona precyzyjna, a kolejne przełożenia są dobrze dobrane (stosunkowo długie).
Zobacz też: Test Opel Insignia 2,0 Turbo 220 KM 4x4: wojownik szos
REKLAMA
Inżynierowie Hondy popracowali nad zawieszeniem i swoje wnioski wcielili w życie przy liftingu. Nie było to łatwe, bo juz wcześniej podwozie okazało się bardzo mocnym punktem auta. Sama konstrukcja w postaci podwójnych wahaczy z przodu i wielowahaczowego zawieszenia z tyłu jest godna uznania. Teraz podwozie ma jednak bardziej komfortową charakterystykę. Nie wpływa to jednak negatywnie na prowadzenie. Accord nadal jest precyzyjny i skuteczny. W pewnym zachowaniu na drodze pomaga dobrze skalibrowany układ kierowniczy. Tu znowu mam subiektywne wrażenie, że po liftingu minimalnie mocniej wspomagany.
Nie od dziś wiadomo, że Accord nie jest tanim modelem. Auto sprowadzane jest z Japonii, a to oznacza wysoka akcyzę. Ceny zaczynają się od stu tysięcy złotych. Obecnie można załapać się na wyprzedaż rocznika 2011. Na wersję benzynową rabat wynosi 6000 zł. Na diesla nie ma go w ogóle. Zresztą i tak raczej niewiele osób zamawia tę jednostkę na polskim rynku, bo jest kilkanaście tysięcy droższa od dwulitrowego benzyniaka. W Accordzie po zmianach, pojawił się tez nowy pakiet wyposażania o nazwie Lifestyle. Właśnie tak wyposażona była testowa wersja. Cena tej odmiany, w połączeniu ze 156-konnym benzyniakiem, to 112 000 zł.
Zobacz też: Test Toyota Avensis: gorący towar
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.