Test Suzuki Splash 1.2 Comfort: Miejski ścigant
REKLAMA
REKLAMA
Suzuki stworzyło ciekawy i, co ważne, wyróżniający się wyglądem miejski samochód. Na pierwszy rzut oka chciałoby się umieścić ten model gdzieś w kategorii A+. Splash mierzący 3715 mm jest dłuższy od popularnej Pandy o 177 mm, ale sporo krótszy niż obecnie oferowane auta klasy B. Z drugiej strony jest tylko 50 mm krótszy i 10 mm węższy od Swifta. Najwyraźniej Suzuki nie boi się wewnętrznej konkurencji kierując podobne auta do innych grup odbiorców. W każdym razie wygląd Splasha należy uznać za bardzo przyjazny i wręcz „zabawkowy”. Do takiego emploi bardzo pasował kolor testowanego egzemplarza o wszystko mówiącej nazwie „Splash Green”. Ciekawe, że w materiałach reklamowych Suzuki kwalifikuje swój najmniejszy model do grona minivanów. Pewnie dlatego, że auto pełni rolę następcy modelu Wagon R+ i nadal tworzy bliźniaczą parę z najnowszym wcieleniem Opla Agili. Testowane auto postawiono na 15 calowych kołach o aluminiowych obręczach z oponami o rozmiarze 185/60. Jeszcze kilka lat temu takie wartości zarezerwowane były dla kompaktów.
REKLAMA
Zobacz też: Opinie kierowców o Suzuki Splash
Wnętrze małego Suzuki jest zaskakująco przestronne. Przynajmniej z przodu. Niektórym może przeszkadzać rozbudowana konsola środkowa, jednak zajmuje ona mniej miejsca niż ta zastosowana w konkurencyjnych miejskich modelach innych marek. Siedzenia przy pierwszym kontakcie sprawiają wrażenie twardych i niezbyt wygodnych. Wystarczy jednak przejechać kilkanaście kilometrów by przekonać się jak błędne jest pierwsze wrażenie. Fotele nie mają też zbyt wydatnego trzymania bocznego, jednak okazują się naprawdę wygodne, a jazda w nich nie męczy. Przed kierowcą umieszczono duży prędkościomierz zawierający elektroniczny wyświetlacz, co budzi skojarzenia z Mini. Z tyłu brakuje nieco miejsca na nogi, jednak cudów nie ma i nie dziwi to przy tak krótkim aucie. Jedno jest pewne. W mierzącym 1590 mm Splashu nikomu nie powinno brakować miejsca nad głową. Testowana wersja była wyposażona również w mały, zabawnie wyglądający obrotomierz. Całość podświetlono intensywnie czerwonym światłem. Bagażnik Splasha ma pojemność 178 litrów. Po złożeniu tylnej, dzielonej kanapy wartość ta rośnie do 573 litrów. Pod podłogą kufra znaleźć można dodatkowy schowek o pojemności 36 litrów.
Zobacz też: Test Ford Focus 1.6 Ecoboost: W stronę perfekcji
REKLAMA
Najciekawszym elementem tego auta jest jednak silnik. Benzynowa jednostka o pojemności 1.2, szesnastu zaworach i mocy 86 koni mechanicznych zapewnia więcej niż przyzwoitą dynamikę - 130 km/h na trzecim biegu to dla tego silnika żaden problem. Motor jest więcej niż wystarczający do miejskiej jazdy - spod świateł potrafi zostawić w tyle nie jedno większe auto. W dodatku silnik na wysokich obrotach, które wyraźnie lubi, brzmieniem przypomina motocyklowy. Spalanie w mieście kształtuje się na poziomie 8,5 litra na sto kilometrów. Zawieszenie auta ma komfortową charakterystykę, jednak jest na tyle sztywne że nie ma mowy o nieprzyjemnym bujaniu na nierównościach.
Komfort jazdy daje poczucie poruszania się autem nieco większym. Splash jest samochodem bardzo zwrotnym i dobrze trzymającym się drogi. Krótki przedni oraz tylny zwis sprawia, że auto nad wyraz chętnie skręca i potrafi zaskoczyć zwinnością. Najbardziej dającym się we znaki minusem Splasha jest pięciostopniowa, manualna skrzynia biegów. Wprawdzie pochwała należy się za umieszczenie jej w konsoli środkowej, co w miejskim aucie jest wygodnym rozwiązaniem, jednak poszczególne biegi wchodzą ciężko, a bryluje wśród nich wsteczny. Sama skrzynia działa z wyraźnym hałasem. Może to nie przypaść do gustu filigranowym damom, które są głównym potencjalnym odbiorcą tego modelu. Auto hamuje sprawnie, jednak nie jest pozbawione charakterystycznego dla wysokich pojazdów lekkiego nurkowania. Biorąc pod uwagę bardzo dynamiczny silnik chciałoby się, aby hamulce były ostrzejsze.
Zobacz też: Suzuki SX4: wszystko czy nic?
Suzuki Splash występuje w cenniku z parą benzyniaków i dwoma rodzajami wyposażenia. Do testów otrzymaliśmy auto w bogatszej wersji Comfort. W jej skład wchodzi między innymi obrotomierz oraz elektrycznie sterowane przednie szyby i lusterka, które są ponadto podgrzewane i, podobnie jak klamki, polakierowane na kolor nadwozia. W wyposażeniu tej wersji znalazł się również komputer pokładowy, którego obsługa jest jednak utrudniona przez umieszczenie przycisku zmiany funkcji na tarczy zestawy wskaźników. Splash w każdej wersji posiada manualną klimatyzację i radio z MP3. Auto przekonuje do siebie dbałością o szczegóły. Dobre wrażenie robi kultura z jaką zamykają się drzwi, eleganckie wykończenie ich wewnętrznych uchwytów oraz trwała mechaniczna klamka zamiast elektrycznego sensora do otwierania bagażnika. Na pochwałę zasługują również duże lusterka zewnętrzne. Szkoda, że zapomniano o podświetleniu schowka przed pasażerem. Poza tym w testowanym egzemplarzu, mimo stale włączonej klimatyzacji uporczywie parowały tylne szyby.
Zobacz też: Test Kia Rio: satysfakcja gwarantowana
Ceny Suzuki Splash zaczynają się od 38900. Tyle kosztuje auto z 65 konnym silnikiem 1.0 i wyposażeniem Club. Testowany egzemplarz w specyfikacji 1.2 Comfort to wydatek 42900. Czy to dużo czy mało? Na to pytanie musicie sobie odpowiedzieć sami, jednak warto zauważyć że auto w tej wersji zostało bogato wyposażone, a silnik zasługuje na wyrazy uznania. Splasha można nabyć też w wersji z czterobiegowym automatem, która jest droższa od testowanego egzemplarza o 5000.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.