Jak zachowywać się na rondach?
REKLAMA
REKLAMA
Aby w miarę bezpiecznie przejechać przez polskie rondo, należy uzbroić się w ogromną dozę cierpliwości i nauczyć się panowania nad nerwami. Jeżeli jest to rondo o normalnych wymiarach, czyli o średnicy kilkudziesięciu metrów, wówczas zwykle ruch, zarówno na nim, jak i na dochodzących do niego drogach odbywa się kilkoma pasami. Dojeżdżając do niego należy od razu zająć właściwy pas, zwracając baczną uwagę zarówno na pionowe znaki informacyjne, jak i na oznakowanie poziome. Bywają przypadki, że oznakowania te różnią się.
REKLAMA
Zobacz również: Dlaczego nie należy jeździć „na luzie”?
REKLAMA
W tej sytuacji należy przyjąć dla bezpieczeństwa zasadę, ze skręca się w lewo wyłącznie z pasa lewego, jedzie na wprost tylko z pasa środkowego, zaś skręca w prawo wyłącznie z pasa prawego. Po wjechaniu na rondo należy uważnie wpatrywać się w znaki na jezdni, a zwłaszcza w białe pasy, wyznaczające tor jazdy pojazdów i miejsca, gdzie jest możliwa jego zmiana. Gdy pasów na jezdni nie ma, trzeba pamiętać o tym, że pojazd może jechać albo w równej odległości od osi (punktu centralnego) ronda, albo się od niego oddalać, natomiast nie może się do niego w żadnym wypadku zbliżać.
Bardzo ważnym zagadnieniem jest na rondach umiejętne posługiwanie się kierunkowskazami. Przepisy nakazują jedynie sygnalizowanie zamiaru opuszczenia ronda i wjechania w najbliższą z dochodzących do niego ulic. Jest to logicznie uzasadnione w przypadku rond dużych. Natomiast w przypadku rond-koszmarków, o średnicy środkowej wysepki zaledwie kilku metrów lub mniejszej, takie używanie kierunkowskazów jest fizycznie niemożliwe, a w wielu przypadkach niebezpieczne. Ustawodawca nie przewidział, że powstaną ronda o średnicy dużej miednicy, których pokonanie niemal nie wymaga zmiany toru jazdy.
Zobacz również: Miejsce parkingowe – jak je wybrać?
Takie ronda pokonuje się na tyle szybko, że nie jest fizycznie możliwe włącznie kierunkowskazu i jego zadziałanie na odcinku, jaki dzieli mijaną ulicę lub jezdnię od następnej, w którą planujemy zjechać. Brak włączonego kierunkowskazu, nawet gdy kierowca już go uruchomił, powoduje, że wyjeżdżający z bocznej jezdni kierowcy myślą, iż jadący przez rondo pojazd pojedzie prosto. Tymczasem on skręca w lewo, czego zgodnie z przepisami nie ma prawa sygnalizować. Winę za stłuczkę ponosi więc formalnie kierowca, który nie domyślił się, że pojazd na rondzie skręca w lewo. Dlatego na takich mikro-rodach dla własnego dobra należy sygnalizować także zamiar skrętu w lewo, łamiąc tym samym złe, szkodliwe i niebezpieczne przepisy. Grożący kilkuset-złotowy mandat jest mniejszym złem, niż rozbity samochód a nawet – utrata zdrowia lub życia.
REKLAMA
REKLAMA