Test Citroen DS3: Anty samochód
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Cóż może znaczyć to „anty retro”. Przecież samo oznaczenie „DS” to powrót do lat 50. ubiegłego stulecia, do czasów innowacji, której Citroen był wtedy symbolem. Przełomowy model DS był jak pojazd z innej planety, gdyby był amerykański, zaraz odezwaliby się zwolennicy teorii spiskowej głosząc, że to jego protoplastę ukrywano wcześniej w strefie 51. Ale już wtedy było wiadomo, że ta firma wyznacza trendy w technologii, zupełnie jak Włosi w stylistyce. Stary DS nie był specjalnie piękny. Robił wrażenie, ale niekoniecznie estetyczne. Szokował, jak fontanna Duchampa, ale w kanon się nie wpisywał.
REKLAMA
Natomiast obecnie panuje moda na powrót do rzeczy retro, wskrzesza się legendy motoryzacji w podobnym, choć dalece bardziej nowoczesnym kształcie. A DS3 taki nie jest. Zupełnie nie przypomina niczego, co powstało wcześniej. Nie jest kontynuacją czy naśladowaniem jakiegoś zamierzchłego stylu, jest odrodzeniem ducha innowacji. Przynajmniej z założenia. Przypomina mi się reklama pewnej drukarni z mojej okolicy (jednej z sypialni Warszawy) – „Drogo, brzydko, nieterminowo... ALE BLISKO”. Można to sparafrazować dla DS3 tak – drogi, ciasny, narowisty... ALE INNY.
Zobacz też: Opinie kierowców o Citroenie DS3
Podobno DS3 to szczyt designu, cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale jak dla mnie, to nawet jest to coś więcej, niż szczyt. Czyli coś, co już wisi w powietrzu i jest nierzeczywiste. Zarówno z zewnątrz DS3, jak i w jego wnętrzu znajdziemy mnóstwo przeróżnych anty praktycznych elementów. Tak naprawdę nic nowego. Maska to maska, dach to dach, dwukolorowość to już standard, siedzenia, jak siedzenia, wygodne bardzo, to trzeba przyznać, gorzej na tylnej kanapie. Radio, schowki, uchwyty, nawigacja, bagażnik, wszystko na swoim miejscu. Może nie ergonomia, ale nieco bardziej krzykliwa codzienność. Coś, co niestety szybko się może znudzić, a nawet zacząć denerwować. Jest na szczęście spory katalog personalizacji – barw, naklejek, kształtów i akcesoriów. Żeby dobrze stroiło z osobowością właściciela.
Zobacz też: Test Citroen C5: francuski sznyt
Testowany egzemplarz prócz całego anty retro stylu miał jeszcze sportowy pazur w postaci silnika turbo benzynowego o pojemności 1.6 litra i mocy 150 koni mechanicznych. Jak na małe autko to sporo, ale też design dużo waży i w zasadzie szokujących osiągów to zestawienie nie daje. Owszem, czasami jest dynamicznie, tylko trzeba uważać na turbo dziurę – na szczęście skrzynia ma 6 biegów. Przy ruszaniu z miejsca z gazem w podłodze auto nieco myszkuje po drodze, co jest również zasługą szerokich opon, które jednak najlepiej sprawdzają się w zakrętach. Auto jest jednak mocno nadsterowne, co zdradza tylko dość gwałtowna praca systemu ESP. Chciało by się poszaleć, ale nie bardzo się da. Niektórych nie zadowalają tylko wyścigi spod świateł.
Zobacz też: Citroen C4: jakiego kupić? Poradnik kupującego
DS3 to nie samochód, to styl życia. Można do niego dokupić różne blaszki ozdobne do ubrania, żeby nie tylko na parkingu zdradzać swoje moto-fascynacje. Ten samochód jest wręcz przestylizowany. Przewaga formy nad treścią – oklepany wytrych słowny używany w stosunku do sztuki nowoczesnej. Takie mamy czasy. W temacie treści niewiele więcej się da powiedzieć, jeśli cokolwiek, to tylko z zakresu fizyki teoretycznej, bo jeśli chodzi o konwenanse, to i tak doszliśmy już za daleko. Testowana wersja to wydatek 90 tysięcy złotych, więc osobiście wolałbym dopłacić i nabyć na przykład Megane RS.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.