Test Renault Clio RS: Paski obowiązkowe
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Clio RS doczekało się limitowanej serii Gordini. Auto dostępne jest w dwóch kolorach - białym lub niebieskim. Nasze było zdecydowanie bardziej niebieskie. Na karoserii wersji Gordini znalazły się paski w kolorze zależnym od zamówionego lakieru, a dodatkową dawkę szyku zapewniają alufelgi o specjalnym wzorze. Poza jak przystało na auto przygotowane przez Renault Sport, są tu spojlery oraz ciekawe stylistyczne detale.
REKLAMA
Wnętrze spodoba się wszystkim tym, którzy marzą o ascetycznej rajdówce. Takie przynajmniej skojarzenia budzi połączenie sportowych akcentów z minimalistyczną konsolą środkowa, przeniesioną ze zwykłego Clio. Ma to z resztą swój sens, bo przy sportowej jeździe liczy się prostota obsługi i minimalna ilość przycisków. Dlatego dobrze sprawdzają się tu czytelne zegary, znane wprawdzie z innych Clio, ale mające specjalne wykończenie i białą obwódkę obrotomierza. Panel centralny zawiera regulację klimatyzacji, radio oraz przyciski do świateł awaryjnych oraz centralnego zamka. To wszystko. Całość pokryta została fortepianowym lakierem. Kokpit Clio Gordini wykonano z miękkiego, matowego tworzywa i przeszyto białą nicią.
Zobacz też: Opinie kierowców o Renault Clio RS
REKLAMA
Gruba kierownica ma mocne profilowanie i niebieskie wykończenie. Z kolei lewarek zmiany biegów zwieńczono kulką z logo Gordini. Tuż obok niego znalazła się plakietka z numerem limitowanego egzemplarza dająca poczucie wyjątkowości. Fotele nieco zaskakują. Nie są to twarde kubełki rodem z Megane RS. Są mięsiste, obite skórą i zdecydowanie bardziej… komfortowe. Mają na szczęście twarde burty, dzięki czemu trzymanie jest niezłe, ale po niedawnych doświadczeniach ze sportową Meganką pozostawiają pewien niedosyt. W dodatku fotel kierowcy zamocowano zdecydowanie za wysoko. Poza tym ergonomia wnętrza jak w zwykłym Clio, czyli bardzo dobra. Całkiem użyteczna tylna kanapa umożliwia podróżowanie z dziećmi, a i bagażnik jest wystarczająco pojemny, by połknąć ekwipunek na weekendowy wypad.
Do napędu tej wersji użyto tej samej jednostki co w zwykłym RS. Jest to benzynowy, wolnossący silnik 2.0 o mocy 200 KM. Motor nie został dotknięty modą na downsizing i to właśnie pojemność ma być jego atutem. I faktycznie jest, a w dodatku pozwala zagrać na nosie modnej, ekologicznej walce o obcięcie każdego centymetra sześciennego pojemności. Miedzy innymi dzięki niej silnik generuje swoją moc bez pomocy turbo. W efekcie na niskich obrotach Clio RS jedzie dość leniwie, ale gdy strzałka obrotomierza przesunie się wyżej, auto zdecydowanie zyskuje wigoru (maksymalny moment - 215 Nm przy 5400 obr./min). Nie jedzie samym dołem, jak wspomagane turbiną mniejsze jednostki, ale za to pozwala korzystać z szerokiego zakresu górnych obrotów jak stare, dobre benzynowe silniki aut sportowych. Co ważne jednostka kreci się aż do ponad 7500 obr./min., a konieczność zmiany biegu na wyższy, podobnie jak w Megane RS, sygnalizuje brzęczyk. Dzięki temu nie ma potrzeby ciągłego śledzenia wskaźników i można się skupić tylko na drodze. W dodatku jazda tym autem nie jest okupiona przesadnie dużym spalaniem. Podczas dynamicznej jazdy mieści się ono w 10-11 litrach na sto kilometrów.
Zobacz też: Renault Espace: jaką wersję wybrać? Poradnik kupującego
Clio RS prowadzi się znacznie lepiej niż jego cywilny odpowiednik. Układ kierowniczy zyskał na precyzji i pozwala dobrze wyczuć nawierzchnię oraz to, co się dzieje z kołami. Zawieszenie jest sztywne, ale nie tak bardzo, jak na przykład w słabszym Suzuki Swift Sport. Tłumienie nierówności odbywa się znacznie lepiej niż można się spodziewać po sportowym samochodzie. Można zatem jeździć tym autem po polskich dziurach bez obaw o utratę zębów. Trzeba tylko uważać na felgi.
Aby stać się właścicielem Clio RS w limitowej serii Gordinii należy przygotować się na niemały wydatek. Auto kosztuje 93 000 zł (w promocji na rocznik 2010 – 86 000zł), i jest tym samym 6 000 zł droższe od zwykłego RS. Za te cenę staniemy się posiadaczem małego, miejskiego ściganta, który mimo bardzo dobry osiągów nie traci na funkcjonalności hatchabacka klasy B. I co chyba jeszcze ważniejsze, auta limitowanego, o wyróżniającym się wyglądzie. Z drugiej strony 250 konne Megane RS kosztuje 100 600zł, a jeśli uda nam się trafić na dobrą ofertę konkretnego dilera - nawet mniej. Różnica w cenie między tymi modelami może zatem stopnieć niczym śnieg podczas wiosennej odwilży.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.