Bezpieczeństwo na opak – dlaczego polskie drogi z pierwszeństwem są sztucznie spowalniane?

REKLAMA
REKLAMA
Na polskich drogach coraz częściej mamy do czynienia z sytuacją, w której bezpieczeństwo planowane jest wbrew logice inżynierii ruchu drogowego. Droga z pierwszeństwem powinna gwarantować płynność. Czas na rewizję praktyk inżynierii drogowej.
- Droga z pierwszeństwem – powinna gwarantować płynność
- Paradoks: karanie kierowców jadących z pierwszeństwem
- Spowalniać należy... ale na drogach podporządkowanych
- Czas na rewizję praktyk inżynierii drogowej
Widać to szczególnie na przykładzie ulic i dróg z pierwszeństwem przejazdu, gdzie masowo montuje się urządzenia spowalniające ruch – m.in. wyniesione przejścia dla pieszych, progi zwalniające, poduszki berlińskie, a nawet "pinezki". Tego rodzaju infrastruktura, choć z założenia ma poprawiać bezpieczeństwo, w rzeczywistości tworzy nowe zagrożenia, ponieważ ingeruje w podstawowe zasady organizacji ruchu drogowego.
REKLAMA
Droga z pierwszeństwem – powinna gwarantować płynność
Znaki drogowe takie jak:
- D-1 – droga z pierwszeństwem,
- A-6b – skrzyżowanie z drogą podporządkowaną,
nadają pojazdom określone prawo do bezpiecznego i płynnego poruszania się. Oznacza to, że kierowcy poruszający się taką drogą nie powinni być zmuszani do nagłych hamowań lub redukcji prędkości, które mogą być niezrozumiałe lub nieprzewidywalne dla innych uczestników ruchu. Tymczasem montowanie progów zwalniających czy wyniesień bezpośrednio na takich drogach niszczy spójność oznakowania z fizycznym przebiegiem drogi, co prowadzi do dezinformacji kierowców i zwiększa ryzyko kolizji.
Paradoks: karanie kierowców jadących z pierwszeństwem
Z punktu widzenia inżynierii ruchu sytuacja, w której pojazd jadący zgodnie z pierwszeństwem musi zwolnić do 15–20 km/h na przeszkodzie, a następnie gwałtownie przyspiesza, stwarza problem decyzyjny dla kierowcy, który chce włączyć się do ruchu z drogi podporządkowanej. Taki kierowca, widząc pojazd jadący wolno, może błędnie ocenić jego prędkość i zdecydować się na wjazd. Gdy pojazd z pierwszeństwem nagle przyspieszy – zgodnie z naturalną dynamiką jazdy – może już być za późno na reakcję, a skutkiem jest kolizja lub wypadek. To klasyczny przykład błędnej diagnozy problemu i nieadekwatnej reakcji ze strony zarządców dróg.
Spowalniać należy... ale na drogach podporządkowanych
Jeśli celem jest ograniczenie liczby wypadków i zwiększenie bezpieczeństwa – logika wymaga przesunięcia środków uspokajających ruch na drogi podporządkowane. To pojazdy włączające się do ruchu powinny:
- mieć ograniczoną prędkość w rejonie skrzyżowania,
- mieć wymuszoną większą ostrożność poprzez próg zwalniający czy wyniesiony wlot skrzyżowania,
- mieć czytelnie oznakowany obowiązek ustąpienia pierwszeństwa.
To podejście jest zgodne z zasadami zarządzania ruchem i występuje powszechnie w wielu miastach Europy Zachodniej – ale we właściwym kontekście. Nie oznacza kopiowania rozwiązań 1:1, lecz dostosowanie ich do realiów konkretnej lokalizacji.
Czas na rewizję praktyk inżynierii drogowej
Apeluję do:
- zarządców dróg gminnych, powiatowych i wojewódzkich,
- urzędników odpowiedzialnych za planowanie infrastruktury drogowej,
- inżynierów ruchu,
- a także Ministerstwa Infrastruktury:
Zacznijmy projektować bezpieczeństwo zgodnie z zasadami dynamiki ruchu i zdrowym rozsądkiem. Wprowadzanie spowalniaczy na drogach z pierwszeństwem to krótkowzroczna taktyka, która może przynieść więcej szkody niż pożytku. Warto rozpocząć poważną debatę o standardach wprowadzania urządzeń bezpieczeństwa drogowego, ich lokalizacji i faktycznej skuteczności.
Bezpieczeństwo w ruchu drogowym to nie teatr pozorów – to konkretne, przemyślane działania. Pora, aby wreszcie rozwiązania drogowe zacząć wdrażać z głową.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA