Suzuki Samurai kontra Jeep Wrangler
REKLAMA
REKLAMA
Jeep Wrangler pojawił się na drogach i bezdrożach w roku 1987 i jest produkowany do dziś. Wygląda trochę inaczej, rozrósł się, spoważniał, ale podstawowe funkcje ma takie same, jak prawie 30 lat temu. Miał być dobrym autem rekreacyjnym. I stał się wręcz ikoną rekreacji. Szalone lata 80. są nierozerwalnie związane z tym autem. Występowało w każdym filmie, którego bohater był luzakiem, niezbyt ceniącym konwenanse, pływał na desce, łapał złoczyńców lub sam złoczyńcą był – patrz „Młode wilki” polskiej produkcji. Pierwsza wersja została oznaczona jako YJ (czyt.„łajdżej”), po 10 latach zastąpił ją TJ (czyt. „tidżej”). Z zewnątrz łatwo je rozpoznać po światłach – YJ miał prostokątne, TJ – okrągłe. Zmieniono mu także zawieszenie, zastępując resory piórowe sprężynami śrubowymi. W roku 2006 TJ ustąpił miejsca wersji JK (czyli... "dżejkej" ;)
REKLAMA
Zobacz też: Opinie kierowców o Suzuki Samuraju
Podobne idee przyświecały japońskim konstruktorom, którzy przyłożyli rękę do powstania modelu Samurai. Historia zaczęła się w zamierzchłej przeszłości. W 1968 roku Suzuki kupiło japońską firmę Hope Motor Company, która wyprodukowała 15 małych offroadowych zabawek o nazwie HopeStar ON360. Cyfra w nazwie to pojemność silnika w cm3. Tak – 0,36 litra. Nie jest to dużo, więc pierwszą generację późniejszego Samuraja nazwano LJ10 ("eldżej ten", ok, wystarczy ;). Mijały lata, rosła pojemność silnika, autka eksportowano głównie do Australii. Aż nadszedł czas na podbicie Ameryki. I świata. W roku 1981 na własnych czterech kołach stanął prawdziwy Samurai, zwany również Jimny. A także, w zależności od rynku zbytu: Caribbean, Katana, Potohar, SJ410, Santana, Sierra lub nawet Holden Drover. Produkcji zaprzestano dopiero w roku 1998, zastępując wojowniczego Samuraja modelem Jimny aka Sidekick. Jak widać proces decyzyjny w sprawie nazwy był dość zagmatwany, co dziś nie ułatwia połapania się w liczbie modeli i wersji.
Sylwetka – jest tak sobie
Nie ma co rozpisywać się na temat wyglądu tych aut. Wrangler jest kultowy, rozpozna go każde dziecko pod każdą szerokością i długością geograficzną. Sprawił, że terenówki nazywa się po prostu „dżipami”. Jego kształty można lubić lub nie, ale są wryte w pamięć niemal tak mocno jak linie garbusa. Samurai urodą nie grzeszy – wygląda po prostu jak stara terenówka, na dodatek podejrzanie mała. Oba auta wyglądają tak, bo muszą poradzić sobie w terenie. Wrangler jest dość szeroki, raczej niski. Doskonale radzi sobie poza utwardzonymi drogami, został do tego stworzony. Suzuki poszło nieco inną drogą, tworząc auto wybitnie dzielne offroadowo. Jego siła bierze się z lekkości – ważący niespełna tonę Samurai się nie zakopie. A nawet jeśli, to dwóch ludzi wyszarpie go z błota gołymi rękami. Oba auta są zbudowane na ramie, mają napęd na tył z dołączanym napędem przedniej osi i reduktorem.
Komfort – this is Spartaaaaa!
Na przednich fotelach Samuraja da się jechać, na tylnych nie. Zmieści się tam osoba rozmiarów najwyżej mikrych, maksymalnie jedna, ale tylko na chwilę, bo nabawi się schorzeń kręgosłupa. Szczerze mówiąc woziłbym tam najwyżej psa, rekompensując mu każde przebyte kilka kilometrów solidnym spacerem. Dostępne są wersje z dachem stałym, jak i zdejmowanym. O bagażniku nie ma co wspominać, jeśli chcesz go mieć to zdemontuj tylną kanapę. Jeśli chodzi i wyposażenie, to możesz mieć radio, o innych bajerach typu elektryczne szyby czy klima lepiej zapomnij.
Zobacz też: Opinie kierowców o Jeepie Wranglerze
Jeśli chcesz klimę (oprócz radia) to wybierz Jeepa Wranglera. Z przodu siedzi się minimalnie wygodniej, niż w Suzuki, z tyłu niewiele lepiej. Wrangler nie ma też sztywnego dachu, przez środek auta przebiega pałąk przeciwkapotażowy, na którym opiera się plandeka lub hardtop. Ich zaletą jest możliwość częściowego składania różnych elementów. Wranglera bardzo łatwo zmienić więc w kabriolet, targę czy inne cudo. Bagażnik ma oszałamiającą pojemność 300 litrów, ale licząc od podłogi do dachu. Zmieścisz tam klika butelek wody i chińskich zupek. Przydadzą się, jeśli utkniesz gdzieś na pustkowiu.
No to jazda
REKLAMA
Jeepem faktycznie ciężko gdzieś utknąć, ale jak pojedziesz za daleko to skończy Ci się paliwo. Wrangler konsumuje je ze smakiem, ale w ilościach bulimicznych. Przy spokojnej jeździe może zmieścisz się w 15 litrach, przy ostrzejszym obchodzeniu się z gazem, np. w terenie ta wartość wzrośnie do 20. Cóż, Wrangler pochodzi z kraju, w którym gwałtowny i wręcz apokaliptyczny wzrost cen benzyny wywindował jej koszt do poziomu 2 zł za litr. Poziom spalania nie jest adekwatny do osiągów. Silniki w YJ to: 2.5 o mocy 118-120 KM, 4.2 o mocy 170 KM i momencie 284 Nm i 4.0 o mocy 177-193 KM z momentem wynoszącym prawie 305 Nm.
Po liftingu z gamy zniknął motor 4.2, zaś w roku 2003 2.5 został zastąpiony przez 2.4 o mocy 143 KM. Ten ostatni, mimo że jest jednostką w miarę nowoczesną potrzebuje wysokich obrotów do rozwinięcia możliwości, więc osiągami niewiele różni się od 2.5 a spalanie ma na poziomie 4.0. Najlepszych wyborem jest więc albo 2.5 z niezbyt imponującą mocą i sporym spalaniem, albo 4.0 o niezłych parametrach i niewiele większym spalaniem. Zależy gdzie będziemy jeździć – na polne drogi i w teren wystarczy mniejszy silnik, który nie narazi na uszkodzenie elementów przeniesienia napędu, na asfalt lepiej wybrać większą moc. Zresztą Wrangler demonem prędkości nie jest, słabo hamuje i buja się na zakrętach.
Samuraj również niezbyt dobrze czuje się na asfalcie. Świetnie i zwinnie porusza się za to w terenie, mimo na pozór rachitycznego silnika. Najstarsze auta mają litrowy motorek o mocy 45 KM, nowsze wersje (od roku 1990) mają silniki 1.3 o mocy od 60 do 70 KM a da się znaleźć nawet turbodiesla (z Peugeota) 1.9 rozwijającego moc 63 KM. Mimo niepozornej mocy silniki bardzo sprawnie radzą sobie z tym lekkim autem. Samurai na asfalcie rozpędza się do 140 km/h, ale pazur pokazuje w terenie. Świetnie radzi sobie z większością przeszkód.
Zobacz również: BMW Z3 czy Mercedes SLK?
Oba auta są łatwe do przeróbek. Na chętnych czekają całe zestawy tuningowe różnych producentów, od drogich po ekonomiczne. Oprócz tego są dziesiątki warsztatów, specjalizujących się w dopasowywaniu części od różnych innych samochodów (lamp od Żuka, kierunkowskazów od Malucha, etc.).
Co za ile?
REKLAMA
Ceny Suzuki są nieco zwariowane – tyle samo może kosztować auto z połowy lat 80. i 90. Wszystko zależy od stanu i poziomu doinwestowania. Najtańsze można kupić za 5-7, niezłe za 10, odpicowane za 15 tysięcy. Wrangler YJ może kosztować zarówno 15, jak i 25 tysięcy, aczkolwiek średnia to 17-18 tys. zł. TJ jest droższy, kosztuje od 25-30 do nawet 40 tysięcy za w miarę młode, ale przede wszystkim mocno doposażone auto.
Ceny części zamiennych i serwisu również mocno się różnią. Właściciele Wranglerów określają je eufemistycznym określeniem "zwariowane", szukając (często nieskutecznie) tańszych zamienników. Samuraje mają łatwiej, bo do ich aut pasują części od wielu popularnych aut. W obu przypadkach pomocą służą wyspecjalizowane warsztaty i fora internetowe. Oto przykładowe ceny części do porównywanych aut:
Wrangler
- sprzęgło - 2000 zł
- filtry: paliwa - ponad 200 zł, inne poniżej 50 zł
- chłodnica cieczy - ponad 1000 zł
- alternator - od 1000 do 2000 zł
- lampy - 50-250 zł za sztukę
- rozrząd z pompą wody - 1000 zł
- skrzynia biegów - przynajmniej 6-7 tysięcy zł
Samurai
- linki - 100 zł za każdą
- komplet zawieszenia - ok. 2000 zł
- rozrząd razem z pompą wody - 350 zł
- zestaw sprzęgła - 600 zł
Co więc wybrać?
Do wygodniejszej jazdy – Wranglera. Ale jeśli potrzebujesz auta naprawdę rekreacyjnego i masz ochotę na porządny offroad, weź Samuraja. Jest tańszy, mniej pali, części można dopasowywać od innych samochodów. Mniej boli otarcie o drzewo czy kamień. A zajedzie dalej, niż Jeep, co udowodnili dwaj Chilijczycy. Pobili w roku 2007 rekord Guinnessa wjeżdżając Samurajem na wysokość 6688 m na górę Ojos del Salado. Po drodze zabrali ze sobą przewróconą przez wiatr tabliczkę z napisem „Jeep Parking Only: All others don't make it up here anyway”, którą wcześniej na wysokości 6646 m zostawiła ekipa Jeepa Wranglera.
REKLAMA
REKLAMA