Znikający Challenger
REKLAMA
REKLAMA
Amerykanie zawsze byli mistrzami w produkowaniu aut, które przyciągały uwagę. Pomagała im w tym nie tylko stylistyka, widlaste V8-ki z ich charakterystycznym dźwiękiem, ale także najbardziej znany show biznes zwany Hollywood. Jednym z takich samochodów jest Dodge Challenger - auto osławione dzięki filmowi "Znikający Punkt". W tym roku, za sprawą mody na reinkarnację motoryzacyjnych legend, marka z bykiem w znaczku zaprezentowała współczesną interpretację swojego kultowego modelu. Nowy Challenger, tak jak poprzednik, ujmuje swoim muskularnym wyglądem. Dzięki niemu można natychmiast zapomnieć, że podwozie pochodzi z Mercedesa klasy E z połowy lat 90 - konstrukcji wciąż nowoczesnej, ale już pokrytej cienką warstwą kurzu.
REKLAMA
Zobacz też: Honda S2000 Ultimate Edition
Samochód oferowany jest w trzech wersjach wyposażeniowych - "ekonomicznej" SE, sportowej R/T oraz superszybkiej SRT8. W przypadku tej pierwszej słowa ekonomicznej nie użyłem przypadkowo, gdyż ten wariant napędzany jest "słabą" V6-tką o mocy 250 KM. Niby dużo, ale jednak za mało. To także wariant dla wygodnych, bowiem nie znajdziemy w nim manualnej przekładni. Pozostałe wersje napędzane są - jak przystoi na prawdziwego muscle car - potężnymi V8-kami ze słynnymi półkulistymi komorami spalania HEMI. W przypadku modelu R/T kierowca ma do dyspozycji 370 KM, natomiast w topowej SRT8 aż 420 KM. SRT8 jest dodatkowo wyposażony w szperę, aby 6.1-litrowe HEMI mogło zapewnić jak największą frajdę na torze. Co ciekawe wybór kolorów ogranicza się wraz z wersją - w SE i R/T można sobie przebierać wśród siedmiu kolorów, w SRT8 - tylko czterech.
Zobacz też: Chevrolet Camaro - narodziny luksusu
We wnętrzu dominuje czerń. I bardzo dobrze, gdyż nie jest Mercedes klasy E, żeby było ono jasne. W tym roku z taśm montażowych ma zjechać 7 000 Challengerów. Szybko znikną, gdyż wszystkie się sprzedały już na pniu. Dodge ani myśli wprowadzić to auto do sprzedaży w Europie. A szkoda, gdyż byłby to o niebo lepszy widok niż oglądanie pseudomuskulanego Calibra. Całe szczęście, dolar jest tani, więc Europejczycy chcący posiadać Challengera natychmiast zaczną szturm na brokerów. Malkontenci natomiast zaraz zaczną narzekać, że ropa jest coraz droższa, że Dodge wybrał zły moment na premierę tego auta, że parę żabek zginie przez to auto. Jednak takie samochody pozwalają na chwilę zapomnieć, że samochody stały się bezdusznymi, awaryjnymi, elektronicznymi szafami na kółkach. A Amerykanie dzięki niemu mogą przypomnieć sobie lata swojej młodości.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA