Sekundniki na światłach. Nielegalne, ale czy potrzebne?
REKLAMA
REKLAMA
Sekundniki na światłach: co dają i czemu są nielegalne?
Sekundniki na światłach działają w bardzo prosty sposób. Gdy świecą się na czerwono, odliczają czas do momentu nadawania sygnału zielonego. Jeżeli świecą się na zielono, odliczają czas do momentu zmiany sygnału na czerwony. Sekundniki na światłach nie są polskim wynalazkiem. Są doskonale znane w Europie, w tym wschodniej. I choć był moment, że zaczęto je montować także w miastach nad Wisłą, z czasem z rozwiązania drogowcy zaczęli się wycofywać. Powód? Tym nie stały się koszty, a... prawo. W polskim systemie znaków i sygnałów drogowych nie ma czegoś takiego jak sekundnik. A to oznacza, że jego montowanie jest de facto nielegalne.
REKLAMA
Sekundniki na światłach, czyli współczesne czasoumilacze
No dobrze, czemu zatem sekundniki na światłach nie zniknęły z polskich miast na dobre? Bo choć okazują się nielegalne, włodarze pozostawiają je z uwagi na... pełnioną funkcję. Mają poprawiać poziom bezpieczeństwa w rejonach skrzyżowań ze światłami, a w tym redukować ilość przypadków wjazdu za sygnalizator na tzw. wczesnym czerwonym. Sytuacje takie są skrajnie niebezpieczne. A decyduje o tym wysoka prędkość pojazdu i możliwość uderzenia rykoszetem np. pieszych.
Sekundniki na światłach: sprawdzają się zawsze?
Niestety sekundniki na światłach mają też pewne ograniczenia. Ich przeciwnicy wskazują zatem nie tylko na fakt braku umocowania prawnego. Sekundniki na światłach sprawdzają się, jednak na skrzyżowaniach o w miarę stałym czasie świecenia poszczególnych sygnałów. Gdy sygnalizacja jest w jakikolwiek sposób inteligentna (np. działa akomodacyjnie), czas nadawania sygnałów zmienia się na bieżąco. A to oznacza, że mogłyby się nie sprawdzić. Tak stałoby się np. w centrum Warszawy.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.