Brakuje stabilności stawek frachtu w transporcie morskim
REKLAMA
REKLAMA
Rozchwiane stawki frachtowe, brak równowagi pomiędzy podażą a popytem na wolne powierzchnie ładunkowe, w końcu strach armatorów przed powtórką sytuacji z okresu 2008/2009 - to wszystko nie pozwala na stabilizację w przewozach transportem morskim.
REKLAMA
Import nie może wyjść z dołka
Tym, co teraz obserwujemy, najwyraźniej jest dysproporcją miedzy zachowaniem się importu i eksportu. W I i w II kwartale 2012 roku byliśmy wszyscy świadkami gwałtownych wzrostów stawek importowych z Azji, które w III kwartale wyraźnie się załamały i do dziś nie mogą się odbić. Skutkiem tej ogromnej przeceny jest wycofywanie statków i serwisów, bo nierentowne frachty zawsze doprowadzają do osłabienia jakości ofert spedytorów morskich.
W eksporcie nie lepiej
Dla przeciwwagi w eksporcie mamy do czynienia ze stabilnymi relacjami zarówno wolumenów jak i wysokości stawek. Na koniec uwaga generalna: wciąż brakuje stabilności pomiędzy relacją podaży miejsca na statkach a popytem, w postaci ładunków, które mogłyby to miejsce wypełnić. Ogólna sytuacja i manipulowanie tonażem na pewno nie wpływają pozytywnie ani na stabilność kosztu frachtu ani na jakość serwisu. Dla Polski, która jest rynkiem dowozowym, to nie jest dobra sytuacja, ale przyglądając się działaniom armatorów trudno odmówić im racji. Armatorzy intuicyjnie robią wszystko, by nie dopuścić do powtórzenia się na rynku zapaści z 2009 roku.
Rynek spedycyjny coraz bardziej walczy o klienta
REKLAMA
Niewielka podaż ładunku w obrocie morskim zaostrza konkurencję na rynku spedycyjnym, niestety to zaostrzenie zazwyczaj ogranicza się do konkurencji cenowej a nie do konkurencji jakościowej, kompetencyjnej. To, że rynek nie jest łatwy dla każdej firmy z naszej branży tak samo, ale także i dla naszych Klientów, stwarza nowe możliwości dla tych, którzy pozostając konkurencyjni cenowo inwestują w swoje produkty i dopasowują je do zmieniających się potrzeb odbiorców. Liderzy muszą wyprzedzać swoją lokalną konkurencję, pokazując nowe rozwiązania.
W VGL Group wprowadzamy usługi znakomicie funkcjonujące w innych krajach na świecie, a u nas wciąż nie będące standardem. Po co to robimy teraz? Żeby nie stracić ani jednego dnia, gdy rynek zacznie rosnąć.
Tekst: Marcin Gruchała, prezes zarządu VGL Group
REKLAMA
REKLAMA