Lata osiemdziesiąte ubiegłego stulecia to jeden z najbardziej ekscytujących okresów w historii motoryzacji. Wystarczy spojrzeć choćby na to, co wówczas oferowało Ferrari.
W celu pobudzenia rozwoju, podupadających wtedy rajdów i wyścigów, FIA zdecydowała, że do startów dopuszczone zostaną samochody tak zwanej grupy B, o bardzo dużym zakresie modyfikacji i wykorzystujące część rozwiązań z ówczesnej Formuły 1, takich jak turbodoładowanie, czy bardzo lekkie materiały na bazie włókien węglowych. Producenci, przygotowując w celach homologacyjnych drogowe wersje rajdówek i wyścigówek, w celu wykazania swojej wyższości nad konkurencją, stosowali wszystkie możliwe innowacje. Ferrari przystąpiło do tego wyścigu zbrojeń z modelem 288 GTO i było zainteresowane tylko ""wyścigową" częścią rynku.
Zobacz również: Aktualny ranking niezawodności DEKRA
Jest to zrozumiałe patrząc chociażby na główne założenia konstrukcyjne ich pojazdu. Pod klinowatą powłoką nadwozia projektu Leonardo Fioravante ze studia Pininfarina, ukryto centralnie umieszczony silnik V8 z podwójnym turbodoładowaniem. Moc rzędu 405 KM oraz 496 Nm momentu obrotowego obecnie można spotkać w usportowionym sedanie, ale w latach osiemdziesiątych motor Ferrari był absolutnym majstersztykiem. Wystarczy dodać, że ta sama jednostka napędowa trafiła później do kolejnego supersamochodu włoskiej marki – kultowego F40. Kierowca, próbujący okiełznać narowistą maszynę był zdany jedynie na swoje umiejętności, bowiem Ferrari nie myślało nawet o montowaniu w 288 GTO ABS-u, nie mówiąc już o innych elektronicznych wspomagaczach.
Być może właśnie dlatego GTO daje tak wspaniałe wrażenia z jazdy, graniczące z odczuciem połączenia z pojazdem w jedność. O komforcie jazdy, nieobcym dla współczesnych Ferrari, można było zapomnieć, ale jakie to miało znaczenie, mając do dyspozycji tak wspaniale reagujący na ruchy kierownicą pojazd?
Zobacz również: Kierowcy kradną blokady na koła
Grupa B weszła do sportów motorowych z hukiem i niestety równie szybko zeszła z rajdowej i wyścigowej sceny. W praktyce okazało się, że z czasem B-grupowe „potwory” stawały się szybsze od ludzkich myśli i były przyczyną wielu śmiertelnych wypadków, szczególnie na rajdowych odcinkach specjalnych. Już w roku 1986 FIA wysłała grupę B do lamusa, a Ferrari nie zdążyło nawet wystawić 288 GTO w żadnym wyścigu. Wyprodukowane w skromnej liczbie 272 egzemplarzy, drogowe GTO jest obecnie prawdziwą perełką wśród historycznych pojazdów z Maranello i znajduje się w posiadaniu garstki kolekcjonerów, którzy niechętnie dzielą się z kimkolwiek przyjemnością prowadzenia tego wyjątkowego samochodu. Gdy już któryś z nich zdecyduje się sprzedać swoje cacko, na aukcjach ceny osiągają pułap ponad pół miliona euro.