Jesień 2025 roku zapisze się w historii europejskiej motoryzacji jako moment zwrotny. Przez lata nasze miasta stawały się coraz bardziej zatłoczone, a samochody, którymi się po nich poruszamy – coraz większe, cięższe i droższe. Dziś jednak, patrząc na ostatnie sygnały płynące z Brukseli, w tym nową inicjatywę „Small Affordable Cars” ogłoszoną przez przewodniczącą Ursulę von der Leyen oraz trwające prace w Komisji Petycji PE, możemy powiedzieć głośno: idzie nowe. Europa wreszcie dostrzegła potencjał, o którym w Electroride mówimy od dawna. Nadchodzi czas lekkich pojazdów elektrycznych.
Przez lata byliśmy karmieni wizją elektromobilności, która w praktyce okazała się ślepą uliczką. Producenci prześcigali się w budowaniu coraz cięższych, 2,5-tonowych czołgów na prąd, a ceny, zamiast spadać – rosły. Efekt? Przeciętny Kowalski mógł tylko pomarzyć o nowym aucie elektrycznym, stojąc w korku w kopcącym dieselu. Jednak jesień 2025 roku przyniosła namacalne zmiany. Bruksela zrozumiała, że jeśli nie da ludziom taniej alternatywy, europejski rynek motoryzacyjny zostanie połknięty przez Chiny.
Inicjatywa „Small Affordable Cars”
I tak narodziła się inicjatywa, która może wywrócić stolik. We wrześniu przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, ogłosiła inicjatywę „Small Affordable Cars” (Małe Przystępne Samochody). Nie jest to kolejny miękki program ekologiczny – to twarda, gospodarcza odpowiedź Europy na nową rzeczywistość geopolityczną.
Stary kontynent przegrywa cenową walkę z Chinami. Azjatyccy producenci, kontrolujący łańcuchy dostaw baterii, zalewają nasz rynek tanimi „elektrykami”, z którymi europejskie koncerny – skupione dotąd na luksusowych SUV-ach – nie mogą konkurować. Komisja zrozumiała, że jeśli nie zmienimy naszej mentalności, europejski przemysł motoryzacyjny znajdzie się na marginesie, a kierowcy będą skazani na import.
Dlatego Bruksela położyła na stole nową koncepcję: „E-cars”. Zasada „3E” ma zdefiniować nowy standard:
1. Environmental (Ekologiczne): lekkie, zużywające mało energii.
2. Economical (Ekonomiczne): tanie w zakupie (cel: poniżej 15-20 tys. euro) i eksploatacji.
3. European (Europejskie): produkowane lokalnie, dające pracę Europejczykom.
Plan jest rewolucyjny — KE planuje stworzyć ramy prawne dla nowej, lżejszej kategorii pojazdów lub zreformować obecne. Chodzi o proporcjonalność przepisów – mały pojazd miejski nie musi spełniać tych samych wyśrubowanych norm co autostradowa limuzyna, co pozwoli drastycznie obniżyć koszty produkcji. Europa wreszcie chce stworzyć swój odpowiednik japońskiego „Kei cara” – małego, sprytnego i taniego.
Głos ludu
Jednak to nie tylko urzędnicy widzą potrzebę zmian. Impuls płynie również oddolnie, od samych kierowców, którzy na co dzień zmagają się z niedostosowaniem obecnych przepisów do realiów drogowych. Najlepszym dowodem jest ostatnia Petycja nr 0672/2025, złożona przez obywatela Niemiec, która we wrześniu została oficjalnie przyjęta przez Komisję Petycji Parlamentu Europejskiego. Dokument ten punktuje absurdy obecnej klasyfikacji lekkich pojazdów elektrycznych (kategoria L6e) i domaga się ich reformy.
Petycja postuluje m.in. podniesienie limitu prędkości dla lekkich czterokołowców z 45 km/h do ok. 55 km/h. Bez wątpienia taka zmiana pozwoliłaby jeszcze mocniej rozwinąć tę kategorię pojazdów i nadać jej szersze zastosowanie, wykraczające poza ścisłe centra. Jednak z naszego wieloletniego doświadczenia wynika, że w gęstej zabudowie miejskiej obecny limit jest wartością w zupełności wystarczającą – średnia prędkość w europejskich metropoliach rzadko przekracza ten pułap.
Kolejnymi wnioskami w petycji są też zwiększenie dopuszczalnej masy własnej z 425 kg do 500 kg (bez baterii) oraz mocy z 6 kW do 9 kW. Pozwoli to producentom stosować trwalsze materiały i solidniejsze klatki bezpieczeństwa bez walki o każdy gram, a także zapewni dynamikę niezbędną do sprawnego poruszania się.
Co najważniejsze – Komisja Europejska słucha. W swojej odpowiedzi z 16 października 2025 r. urzędnicy przyznali, że analizują te kwestie. Zauważyli rosnącą popularność mikrosamochodów i potwierdzili, że prowadzą badania nad bezpieczeństwem, które mają doprowadzić do „ukierunkowanych zmian w prawie”. To rzadki przypadek, gdy wola polityczna i głos społeczeństwa są tak zbieżne.
Jako prezes marki, która od lat promuje ideę lekkiej mobilności, obserwuję te zmiany z ogromną satysfakcją. To, co jeszcze niedawno było niszą, dziś staje się ważnym punktem nowej strategii gospodarczej Unii Europejskiej.
Alternatywa na wyciągnięcie ręki
W tym nowym rozdaniu to właśnie kategoria lekkich pojazdów elektrycznych wyrasta na czarnego konia. Dlaczego? Ponieważ technologia L6e jest dojrzała, sprawdzona i bezpieczna przy prędkościach miejskich. Tego rodzaju rozwiązania już teraz spełniają założenia nowej polityki UE: są małe i lekkie — zajmują nawet 1/4 miejsca standardowego samochodu, ważą maksymalnie 425 kg (bez baterii) i zużywają 10 razy mniej energii. A mniejsza bateria oznacza także mniejszy ślad węglowy, zaś dzięki swoim kompaktowym rozmiarom pozwalają odzyskiwać przestrzeń w miastach.
Patrząc na sygnały płynące z Brukseli oraz na determinację samych kierowców, widać wyraźnie, że dojrzeliśmy do zmian. Nie twierdzimy, że lekkie pojazdy elektryczne z dnia na dzień zastąpią rodzinne auta w każdej sytuacji, ale w zatłoczonych centrach miast stają się niezbędnym uzupełnieniem systemu transportowego. Zbieżność stanowisk – od inicjatywy Komisji Europejskiej po oddolne petycje użytkowników – dowodzi, że zarówno urzędnicy, jak i obywatele poszukują racjonalnych alternatyw dla obecnego modelu mobilności. Jeśli zapowiadane na grudzień projekty ustaw wejdą w życie, rok 2026 może stać się punktem zwrotnym.
Maciej Płatek, prezes zarządu Electroride, ekspert mikromobilności.